piątek, 30 sierpnia 2013

Epilog.


Pustka. Głucha cisza. Nie dociera do ciebie żaden obraz. Nie dociera do ciebie żadne słowo. Nie widzisz nic poza czarną plamą dookoła i dźwięczącą ciszą. Wydaje ci się ,że znajdujesz się w jakimś martwym punkcie z którego nijak nie potrafisz się wydostać. Wydaje ci się ,że oscylujesz gdzieś pomiędzy światem żywych ,a tym światem na górze. Wydaje ci się ,że jesteś gdzieś pomiędzy tym wszystkim. Błądzisz w krainie ciemności z której nie możesz uciec choćbyś bardzo tego chciała. Snujesz się niczym zjawa po tej pustej i jakże przerażającej przestrzeni. Snujesz się aż wreszcie dostrzegasz jakieś oślepiające światełko w kierunku którego idziesz. Nagle głucha ciemność ustaje. Stoisz boso na szpitalnej posadzce. Rozglądasz się dookoła i dostrzegasz swoją postać na szpitalnym łóżku podłączoną do różnego rodzaju maszyn kontrolujących ,a także podtrzymujących wszelkie funkcje życiowe. Przecierasz oczy ze zdumienia bo wydaje ci się ,że to jakiś śmieszny sen z którego zaraz się obudzisz i ujrzysz uśmiechniętą twarz swojego ukochanego. Wydaje ci się ,że to koszmar z którego nie możesz się obudzić. Spoglądasz na siebie. Zupełnie nie przypominasz tej uśmiechniętej i pełnej energii kobiety. Jesteś przeraźliwie blada i masz podkrążone oczy. Własny widok zaczyna cię przerażać. Odwracasz się i na korytarzu widzisz swoich bliskich. Widzisz szatyna rozmawiającego z lekarzem. Widzisz ,że ma łzy w oczach. Widzisz wyraźnie zapłakane oczy swojej matki. Chcesz pobiec do nich, powiedzieć im ,że jesteś tutaj. Powiedzieć ,że wszystko w porządku. Chcesz, ale nie możesz tego zrobić. Widzisz tylko jak po chwili lekarz odchodzi, a twoja matka chowa twarz w ramionach ojca. Widzisz jak szatyn uderza pięścią ze złości w ścianę i po chwili chowa twarz w dłoniach. Nie wierzysz w to ,że jest z tobą aż tak źle jak mówią o tym ich reakcje. Nie wierzysz ,że możesz już nigdy nie przytulić się do niego. Nie wierzysz ,że możesz już nigdy nie zobaczyć jego cudownego uśmiechu na twarzy. Nie wierzysz ,że możesz już nigdy nie wkurzyć się na niego za porozrzucane buty czy niepozmywane talerze. Nie wierzysz ,że już nigdy możecie się nie spotkać. Nie wierzysz ,że zostawisz go, że zostawisz Lilę, po prostu ,że zostawisz ich. Masz ochotę krzyczeć, masz ochotę płakać, ale wiesz ,że to nie da nic. Wiesz ,że twój los nie leży już w twoich rękach. Wiesz ,że twoje życie jest na krawędzi. Wiesz ,że twój żywot leży w rękach głównego architekta świata ,który pociąga za sznurki i nie masz żadnego, najmniejszego wpływu na jego decyzję. Ty, możesz jedynie czekać na jego ruch i pogodzić się z jego decyzją.
 -Krwotok w czasie porodu zdarza się raz na sto przypadków.
 -Tylko dlaczego Zuzia musiała być ta setna?!-słyszysz podniesiony ton głosu szatyna
 -Proszę się uspokoić. My zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy by pomóc pańskiej żonie. Teraz już nic nie zależy od nas.-odpowiada ze stoickim spokojem mężczyzna w białym kitlu
 -Jesteście lekarzami do cholery niech mi pan nie wmawia ,że już nie możecie jej pomóc, to przecież wasza praca!-słyszysz jego głos pełen rozpaczy
 -Panie Kubiak, my naprawdę nie możemy zrobić już nic. Musimy teraz cierpliwie czekać. My wykonaliśmy ruch, teraz czas na róg tego na górze, tylko on wie jaki los jest pisany pańskiej żonie.-odpowiada po czym zostawia szatyna na środku korytarza. Widzisz jak za chwilę osuwa się po ścianie i powtórnie chowa twarz w dłoniach. Wiesz ,że płacze. Wiesz ,że jest zupełnie bezsilny. I za cholerę nie potrafisz znieść tego widoku. Nie wytrzymujesz i sama wybuchasz płaczem. Tak bardzo chciałabyś wtulić się jego ramiona, tak bardzo chciałabyś powiedzieć mu ,że jesteś obok. Tak bardzo chciałabyś być przy nim...
 -Michał.-jego przyjaciel kładzie dłoń na jego ramieniu- Co ci powiedział doktorek?
 -Co miał powiedzieć? Trzeba czekać bo oni już tylko rozkładają ręce...-urywa
 -Służba zdrowia.-prycha atakujący- Przecież to ich zasrany obowiązek ratować ludzkie życie, a nie siedzieć i czekać!
 -Myślisz ,że tego nie wiem?!-podnosi głos- Szlag mnie trafia ,że muszę tutaj siedzieć jak kołek i nie mogę jej pomóc. Szlag mnie trafia ,że nic nie zależy ode mnie. Boję się ,że mogą ją stracić..-urywa po czym chowa twarz w dłoniach. Brunet siada obok i obejmuje go ramieniem.
 -Nawet nie wyobrażam sobie co musisz czuć, ale musisz wierzyć ,że będzie dobrze. Musi być dobrze. Zuzia to twarda baba, wyjdzie z tego, zobaczysz.
 -Chcę i wierzę w to ,że tak będzie, ale cholernie się boję. Ja nie dam sobie rady bez niej. My sobie nie damy rady..
 -Właśnie, co z Lilą?-pyta
 -Wszystko w porządku.-odpowiada
 -Widziałeś ją?-pyta dość niepewnie
 -Widziałem.-odpowiada głęboko wzdychając- Jest zupełnie podobna do Zuzi. Jest taka mała, taka bezbronna..
Gdy słuchasz jak mówi o waszej córeczce znów po twoich policzkach płyną łzy. Znów spływają ciurkiem po twojej twarzy. Chcesz by ten koszmar się skończył. Chcesz by to wszystko się skończyło. Chcesz być z nimi już zawsze. Chcesz widzieć jak Lila będzie stawiać pierwsze kroki, wypowiadać pierwsze słowo. Chcesz widzieć jak będzie dorastała, jak będzie się zmieniała. Chcesz być przy niej gdy pójdzie pierwszy raz do szkoły. Gdy będzie przeżywać okres dorastania, pierwsze miłości i przyjaźnie. Chcesz być częścią jej życia. Nie chcesz by znała cię jedynie ze zdjęć. Nie chcesz zostawiać Michała samego z tym wszystkim. Wiesz ,że nie możesz, nie po tym wszystkim co już razem przeszliście. Ale wiesz też ,że nie zależy to od ciebie. Ty możesz jedynie prosić Boga o to by dał ci to czego tak bardzo pragniesz, by nie zabierał ci wszystkiego i wszystkich ,których kochasz.
 -Boże, to przecież druga Zuzia.-słyszysz głos matki- Jest zupełnie do niej podobna.
 -Jak mała kopia.-głaszcze maleństwo pod dłoni delikatnie się uśmiechając szatyn
 -Ona jest cudowna, naprawdę cudowna.-mówi kobieta- Nie martw się maleństwo, mamusia się niedługo obudzi.
Serce ci się kraja widząc z jakim uczuciem patrzy na mała Michał, a także w jaki sposób mówi do niej twoja matka. Pomimo tego drobnego uśmiechu, wiesz ,że to uśmiech przez łzy. Widzisz po ich zmarnowanych twarzach jak bardzo cierpią, jak bardzo przeżywają to wszystko. Widzisz jak bardzo pragną zobaczyć cię całą i zdrową. A już kiedy Michał bierze małą na ręce zupełnie nie możesz się powstrzymać od łez. Płaczesz, widząc jak na nią patrzy, jak do niej mówi. Płaczesz bo możesz już nigdy nie doznać takiego widoku. Najgorsza jest ta bezsilność. Choćbyś nie wiadomo jak błagała on i tak może spłatać ci figla. Choćbyś nie wiadomo jak płakała i krzyczała ze złości nic ci to nie da, a może wręcz przynieść odwrotne skutki. Możesz jedynie czekać. A to czekanie powoli cię zabija. Czas przestaje działać na twoją korzyść. Czujesz to i widzisz to. Płomyk nadziei z każą kolejną godziną, każdym kolejnym dniem co raz bardziej przygasa. Chociaż nadzieja umiera ostatnia, to ty już przestajesz wierzyć. Nuży cię bezczynne i bezowocne czekanie. Boli cię patrzenie na załamanych bliskich. Boli cię rozkładanie rąk lekarzy. Boli cię to ,że możesz stracić wszystko to co kochasz i to nie ze swojej winy. Boisz się tego co główny stwórca tego świata zaplanował dla ciebie. Boisz się jego planów, ale niezależnie od tego co ci zgotował wiesz ,że będziesz musiała przyjąć to z pokorą. Bo równie dobrze może dać ci szansę na zestarzenie się u boku mężczyzny twojego życia ,ale też może uznać ,że twoja ziemska wędrówka dobiegła końca.
 -Zuzia proszę cię, ty nie możesz odejść, słyszysz? Nie pozwalam ci. Już raz cię straciłem i nie mogę zrobić tego znowu. Bez ciebie czuję się jak bez ręki. Czuję się jakbym stracił jakąś część siebie. Bez ciebie nic nie jest i nie będzie takie same. To ty sprawiasz ,że moje życie jest kolorowe. Ty wprowadzasz w nie ten ogrom radości i szczęścia. To ty jesteś moim największym szczęściem, ty i Lila i nie żadne medale i tytuły, tylko właśnie wy. To wy jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu. To ty sprawiłaś ,że siatkówka zeszła w moim życiu na dalszy plan. Gdy się spotkaliśmy po raz pierwszy w Spale, już wtedy wiedziałem ,że jesteś wyjątkowa. Już wtedy po pierwszym nieśmiałym spojrzeniu wiedziałem ,że będziesz dla mnie ważna. Już wtedy wiedziałem ,że wpadłem po uszy tylko jeszcze nie bardzo potrafiłem się do tego przyznać przed samym sobą. Doskonale pamiętam naszą pierwszą rozmowę. Pamiętam jak nie mogłem uwierzyć ,że taka drobna i szczupła osoba jak ty, uprawia taki sport jakim jest karate. Pamiętam także doskonale każdą kolejną rozmowę. Pamiętam jak bardzo wtedy nie cierpiałaś spalskiego jedzenia i nie mniej Moniki ,która uprzykrzała ci życie. Pamiętam jak z początku byłaś nie ufna, jednak z czasem co raz bardziej się otwierałaś. Pamiętam jak z każdą kolejną rozmową, każdym kolejnym spotkaniem czułem do ciebie co raz więcej. Pamiętam naszą pierwszą kłótnię, poszło nam o Monikę. Pamiętam też pierwszą zgodę. Pamiętam jak przyszłaś pierwszy raz na mecz i dałaś mi niesamowitego kopa do grania. Pamiętam pierwsze nie do końca świadomie spędzone wakacje. Pamiętam jak wszyscy mówili nam ,że jesteśmy dla siebie stworzeni, a my upieraliśmy się przy tym ,że jesteśmy tylko przyjaciółmi i jak tylko mogli wkręcali nas żebyśmy zostali sam na sam. Nie zapomnę też nigdy tej kolacji ,którą nam sprezentowali. Wtedy nabrałem odwagi żeby wyznać ci to co czuję. Wydawało mi się ,że ty czujesz to samo, ale mimo to bałem się tego ,że wyjdę na idiotę. Byłaś dla mnie tak ważna ,że bałem się ,że jeśli ci to wyznam to cię stracę. Postawiłem wszystko wtedy na jedną kartę. Pamiętam jak byłaś na mnie zła ,że udawałem ,że wtedy nic między nami nie zaszło, ale ja nie potrafiłem się naprawdę do tego przyznać. Po tym byłem już niemal pewien swoich uczuć do ciebie i tego ,że ja również nie jestem ci do końca obojętny. Zaryzykowałem i opłaciło się bo miałem najcudowniejszą kobietę u swojego boku i w dalszym ciągu ją mam. Może nie byliśmy nigdy idealny związkiem, zdarzały nam się ciche dni i kłótnie, ale zawsze po tych złych dniach nastawały te dobre, pełne uśmiechu i miłości. Te blisko dwa lata bez ciebie były dla mnie istnym piekłem i wiesz z czego zdałem sobie wtedy sprawę? Zdałem sobie sprawę ,że jesteś miłością mojego życia, że jesteś tą jedną i jedyną. Jesteś tą osobą z którą chce się zestarzeć, osobą z którą chce być do końca swoich dni. Tą osobą z którą chce dzielić swoje smutki i radość. Osobą ,która jest dla mnie ogromnym wsparciem i motywatorem. Zrozumiałem to dopiero gdy cię straciłem i byłem kretynem ,że ci to zrobiłem, ale byłem też i nadal jestem największym szczęśliwcem na świecie ,że dałaś mi drugą szansę. Znów sprawiłaś ,że miałem ochotę żyć i czerpałem satysfakcję z tego co robiłem.-przerywa biorąc głęboki oddech i ujmując cię za rękę- Jesteś dla mnie całym światem. Moje życie bez ciebie jest niczym. Czego bym nie robił w życiu ,a ciebie nie będzie obok nie będzie takie same. To ty dajesz mi ten ogrom siły i solidnego kopniaka w cztery litery gdy ja już się poddaję. To ty ochrzaniasz mnie za wiecznie porozwalane buty i porozrzucane rzeczy treningowe. To ty jesteś jedynym i najlepszym krytykiem i recenzentem mojej gry. Ty jesteś moją ostoją i podporą. To ty dajesz mi siłę do działania. Sprawiasz ,że nie mogę doczekać się każdego kolejnego dnia. Sprawiasz ,że moje życie jest lepsze. Dzięki tobie ono ma koloryt i nie jest szare i nudne. Więc proszę cię, nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj nas Zuza. Ja sobie bez ciebie nie poradzę, nie dam rady. To ty przeczytałaś miliony poradników na ten temat, to ty wiesz jak się zajmować fachowo małą, nie ja. Ja bez ciebie przepadnę, zgubię się w tym wszystkim. Ty nie możesz odejść, nie zostawiaj nas. Pamiętasz co sobie obiecaliśmy? Obiecaliśmy sobie ,że nigdy już się nie rozstaniemy, choćby nie wiem co i masz dotrzymać danej obietnicy. Bo jak ciebie zabraknie to z kim Lila będzie dzielić się swoimi sercowymi rozterkami? Z kim będzie się kłócić o bałagan w pokoju i chodzić na zakupy czy prosić o rady? Z kim będzie wybierać sukienki? Kto będzie jej plótł warkocze? Przecież wiesz ,że ja się do tego nie nadaję. Bo choćbym nie wiem jak się starał to nigdy ci w tym nie dorównam, wiesz o tym. Kocham cię, kocham cię najbardziej na świecie Zuzia i proszę cię, nie zostawiaj mnie... Proszę cię...-urywa mocniej zaciskając twoja dłoń. Przez dłuższą chwilę siedzi w ciszy nie wykonując żadnego ruchu. Dopiero po dłuższej chwili wstaje i bierze głęboki oddech. Gładzi twoją dłoń uśmiechając się delikatnie.
 -Nie możesz nas zostawić, nie możesz.-mówi cicho jeszcze raz zaciskając twoją dłoń- Błagam cię, obiecuję nawet już nigdy nie dostać mandatu, pamiętać o wszystkim i nie spóźniać się, tylko proszę, wróć do nas.
 -Nie.. zostawię..-mówisz słabym głosem delikatnie ściskając jego dłoń i momentalnie widzisz uśmiech na jego twarzy. Widzisz na niej przede wszystkim wielką ulgę.-Nigdy.-dodajesz.
Przeszliście ze sobą wyboistą drogę. Życie co raz to doświadczało was różnego rodzaju wydarzeniami mającymi większy lub mniejszy wpływ na waszą wspólną drogę. Bywało różnie między wami, zdarzały wam się kłótnie, ciche dni, rozstania, ale kochaliście się ponad życie i właśnie dzięki temu przezwyciężaliście wszystkie podstawione przez życie trudności. Przeszliście ogromną próbę i zdaliście ją niemal wzorowo. Po tych wszystkich wydarzeniach jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliście. Po tych wszystkich wydarzeniach uczucie was łączące wydawało się jeszcze trwalsze i mocniejsze. I jedno było pewne. Nie było takiej siły na świecie, która zdołałaby przeszkodzić waszemu szczęściu. Nikt ani nic nie było w stanie stanąć wam na przeszkodzie. Bo kiedy patrzysz na małą blondynkę o lazurowych oczach w warkoczu na głowie biegającą po boisku i na małego szatynka na rękach swojego taty wiesz ,że tego szczęścia nie zabierze ci nikt. Wiesz ,że twoim szczęściem jest ta trójka i już zawsze nim będzie.
 -Wiesz co? Bartman nie miał racji.
 -Ale w czym Miśku?-pytasz
 -Miłość od pierwszego wejrzenia istnieje i właśnie na nią patrze. Kocham cię.
 -Ja ciebie też.-odpowiadasz z uśmiechem- I zawsze będę.
Życie jest splotem różnych wydarzeń. Tak naprawdę w nim nie możemy niczego być nigdy pewni. Powinniśmy czerpać z każdego dnia jak najwięcej bo tak naprawdę nie wiemy ,który dzień będzie naszym ostatnim. Powinniśmy żyć tak jakby świat miał się zaraz skończyć. Powinniśmy żyć tak, by mieć poczucie szczęścia, by odchodzić z tego świata z uczuciem spełnienia w każdej dziedzinie życia. Powinniśmy traktować każdy dzień jak wielkie dar od Boga. Bo życie jest niewyobrażalnym darem i trzeba umieć go wykorzystać. Trzeba umieć żyć tak, by móc szczycić się swoimi wspomnieniami, by móc zamknąć oczy z poczuciem ,że jesteśmy szczęśliwi. Musimy po prostu czerpać z życia garściami to, co ofiarowuje nam najlepszego. Dążyć do osiągnięcia nieba za życia. Dążyć do bycia szczęśliwym. Dążyć do spełnienia swoich marzeń. Dążyć do tego by żyć i nie żałować niczego. Żyć jak najlepiej będziemy potrafili i gdy czasem się potkniemy, wstać i z podniesioną głową kroczyć dalej przed siebie. I choćby los wywracał nas co krok, nie zważać na to i iść wyznaczoną sobie drogą. Iść i dążyć do doskonałości. Iść i nie dać się niczemu ani nikomu. Iść i walczyć ze zmorami życia codziennego. Iść z podniesioną głową gdy jest źle. Iść nieprzerwanie krocząc przed siebie zbierając bagaż doświadczeń. Iść i być szczęśliwym. Iść i po prostu żyć...


~*~
KONIEC
~*~
Cóż mam powiedzieć moje drogie. Moja piękna przygoda z tym opowiadaniem dobiegła właśnie końca. Kończę przygodę z tym opowiadaniem z wielkim bólem serca, bo dziś żegnam swoje kolejne pisarskie 'dziecko'. Z pewnością nie raz będę chciała wejść na tego bloga i zapisać kolejne losy Michała i Zuzi, jednak wtedy dotrze do mnie fakt ,że od teraz ich historia toczy się własnym życiem, własnym torem. To była dla mnie naprawdę wyjątkowa przygoda, były rozdziały, lepsze i gorsze, choć mam nadzieję ,że tych lepszych było o wiele więcej. Bo kiedy publikowałam prolog siódmego kwietnia w zasadzie nie miałam większego planu na to opowiadanie. Początkowo bohaterka miała być ruda, a główny bohater tworzył się na przestrzeni kilku początkowych rozdziałów. W pierwotnej wersji miałyście czytać o losach Zuzi i Pita, stąd właściwie jest Rzeszów. Gdyby też zmienić imię głównej bohaterki na moje własne, nie byłoby różnicy, gdyż Zuza była moją wierną kopią jeśli chodzi o cechy charakteru. Spytacie skąd pomysł na karate? Otóż, z własnego doświadczenia, bo blisko cztery lata sama przywdziewałam kimono i mogę poszczycić się niebieskim pasem w tejże dyscyplinie. Okrutnie zżyłam się z bohaterami jakkolwiek to zabrzmi, naprawdę tak było. Potrafiłam obmyślać ich losy w szkole, w domu, na treningu, nawet i w kościele. Wedle pierwotnego założenia, powinnyśmy się pożegnać już blisko dziesięć rozdziałów temu, ale jak już wspomniałam, zżyłam się okrutnie z tą historią i jej bohaterami ,że nie miałam serce wtedy tego zakończyć. I właśnie z tych też przyczyn nie miałam serce uśmiercić Zuzy, bo to jakbym uśmierciła samą siebie. Cóż Wam mam powiedzieć moje drogie czytelniczki, dziękuję ,że przez blisko te cztery miesiące byłyście ze mną. Dziękuję za każde słowo w postaci komentarza. Dziękuję za każą pochwałę i naganę jeśli taka się zdarzyła bo każde motywowało. Dziękuję ,że byłyście bo gdyby nie Wy, nie byłoby tego opowiadania i dalej byłoby w sferze mojej chorej wyobraźni. Dziękuję za każdy, nawet najdrobniejszy komentarz, za każdą minutkę poświęconą na czytanie moich wypocin. Po prostu jedno wielkie DZIĘKUJĘ za to wszystko. Cieszę się ,że mogłam dla Was pisać, sprawiało mi to ogromną frajdę. Tutaj to już moje ostatnie słowa, nigdy nic więcej się raczej nie pojawi. Jednak ja nie znikam jeszcze na dobre. Jeszcze przez parę rozdziałów możecie mnie czytać na 'Nieulotnych', w wolnej chwili możecie pisać do mnie na asku lub twitterze, żadne wasze pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi ,a ja nie gryzę.  Po krótkiej przerwie, w okolicach jesieni zapraszam Was serdecznie na być może moje ostatnie dzieło, czyli 'Sprzecznych'. Nie lubię pożegnań, bo nie potrafię się żegnać, ale dziś zamykam pewien rozdział ze swojej twórczości i nie ukrywam, uroniłam łzy pisząc to wszystko. Mam nadzieję ,że nikogo nie zawiodłam tym epilogiem bo o dziwo, sama jestem z niego zadowolona.
Dziękuję Wam za wszystko.
Po raz ostatni tutaj, 
ściskam,
Karolina 
Wingspiker.
PS. Każdy kto czytał, proszę niech skomentuje, chcę wiedzieć ile osób tak naprawdę czytało :)