piątek, 30 sierpnia 2013

Epilog.


Pustka. Głucha cisza. Nie dociera do ciebie żaden obraz. Nie dociera do ciebie żadne słowo. Nie widzisz nic poza czarną plamą dookoła i dźwięczącą ciszą. Wydaje ci się ,że znajdujesz się w jakimś martwym punkcie z którego nijak nie potrafisz się wydostać. Wydaje ci się ,że oscylujesz gdzieś pomiędzy światem żywych ,a tym światem na górze. Wydaje ci się ,że jesteś gdzieś pomiędzy tym wszystkim. Błądzisz w krainie ciemności z której nie możesz uciec choćbyś bardzo tego chciała. Snujesz się niczym zjawa po tej pustej i jakże przerażającej przestrzeni. Snujesz się aż wreszcie dostrzegasz jakieś oślepiające światełko w kierunku którego idziesz. Nagle głucha ciemność ustaje. Stoisz boso na szpitalnej posadzce. Rozglądasz się dookoła i dostrzegasz swoją postać na szpitalnym łóżku podłączoną do różnego rodzaju maszyn kontrolujących ,a także podtrzymujących wszelkie funkcje życiowe. Przecierasz oczy ze zdumienia bo wydaje ci się ,że to jakiś śmieszny sen z którego zaraz się obudzisz i ujrzysz uśmiechniętą twarz swojego ukochanego. Wydaje ci się ,że to koszmar z którego nie możesz się obudzić. Spoglądasz na siebie. Zupełnie nie przypominasz tej uśmiechniętej i pełnej energii kobiety. Jesteś przeraźliwie blada i masz podkrążone oczy. Własny widok zaczyna cię przerażać. Odwracasz się i na korytarzu widzisz swoich bliskich. Widzisz szatyna rozmawiającego z lekarzem. Widzisz ,że ma łzy w oczach. Widzisz wyraźnie zapłakane oczy swojej matki. Chcesz pobiec do nich, powiedzieć im ,że jesteś tutaj. Powiedzieć ,że wszystko w porządku. Chcesz, ale nie możesz tego zrobić. Widzisz tylko jak po chwili lekarz odchodzi, a twoja matka chowa twarz w ramionach ojca. Widzisz jak szatyn uderza pięścią ze złości w ścianę i po chwili chowa twarz w dłoniach. Nie wierzysz w to ,że jest z tobą aż tak źle jak mówią o tym ich reakcje. Nie wierzysz ,że możesz już nigdy nie przytulić się do niego. Nie wierzysz ,że możesz już nigdy nie zobaczyć jego cudownego uśmiechu na twarzy. Nie wierzysz ,że możesz już nigdy nie wkurzyć się na niego za porozrzucane buty czy niepozmywane talerze. Nie wierzysz ,że już nigdy możecie się nie spotkać. Nie wierzysz ,że zostawisz go, że zostawisz Lilę, po prostu ,że zostawisz ich. Masz ochotę krzyczeć, masz ochotę płakać, ale wiesz ,że to nie da nic. Wiesz ,że twój los nie leży już w twoich rękach. Wiesz ,że twoje życie jest na krawędzi. Wiesz ,że twój żywot leży w rękach głównego architekta świata ,który pociąga za sznurki i nie masz żadnego, najmniejszego wpływu na jego decyzję. Ty, możesz jedynie czekać na jego ruch i pogodzić się z jego decyzją.
 -Krwotok w czasie porodu zdarza się raz na sto przypadków.
 -Tylko dlaczego Zuzia musiała być ta setna?!-słyszysz podniesiony ton głosu szatyna
 -Proszę się uspokoić. My zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy by pomóc pańskiej żonie. Teraz już nic nie zależy od nas.-odpowiada ze stoickim spokojem mężczyzna w białym kitlu
 -Jesteście lekarzami do cholery niech mi pan nie wmawia ,że już nie możecie jej pomóc, to przecież wasza praca!-słyszysz jego głos pełen rozpaczy
 -Panie Kubiak, my naprawdę nie możemy zrobić już nic. Musimy teraz cierpliwie czekać. My wykonaliśmy ruch, teraz czas na róg tego na górze, tylko on wie jaki los jest pisany pańskiej żonie.-odpowiada po czym zostawia szatyna na środku korytarza. Widzisz jak za chwilę osuwa się po ścianie i powtórnie chowa twarz w dłoniach. Wiesz ,że płacze. Wiesz ,że jest zupełnie bezsilny. I za cholerę nie potrafisz znieść tego widoku. Nie wytrzymujesz i sama wybuchasz płaczem. Tak bardzo chciałabyś wtulić się jego ramiona, tak bardzo chciałabyś powiedzieć mu ,że jesteś obok. Tak bardzo chciałabyś być przy nim...
 -Michał.-jego przyjaciel kładzie dłoń na jego ramieniu- Co ci powiedział doktorek?
 -Co miał powiedzieć? Trzeba czekać bo oni już tylko rozkładają ręce...-urywa
 -Służba zdrowia.-prycha atakujący- Przecież to ich zasrany obowiązek ratować ludzkie życie, a nie siedzieć i czekać!
 -Myślisz ,że tego nie wiem?!-podnosi głos- Szlag mnie trafia ,że muszę tutaj siedzieć jak kołek i nie mogę jej pomóc. Szlag mnie trafia ,że nic nie zależy ode mnie. Boję się ,że mogą ją stracić..-urywa po czym chowa twarz w dłoniach. Brunet siada obok i obejmuje go ramieniem.
 -Nawet nie wyobrażam sobie co musisz czuć, ale musisz wierzyć ,że będzie dobrze. Musi być dobrze. Zuzia to twarda baba, wyjdzie z tego, zobaczysz.
 -Chcę i wierzę w to ,że tak będzie, ale cholernie się boję. Ja nie dam sobie rady bez niej. My sobie nie damy rady..
 -Właśnie, co z Lilą?-pyta
 -Wszystko w porządku.-odpowiada
 -Widziałeś ją?-pyta dość niepewnie
 -Widziałem.-odpowiada głęboko wzdychając- Jest zupełnie podobna do Zuzi. Jest taka mała, taka bezbronna..
Gdy słuchasz jak mówi o waszej córeczce znów po twoich policzkach płyną łzy. Znów spływają ciurkiem po twojej twarzy. Chcesz by ten koszmar się skończył. Chcesz by to wszystko się skończyło. Chcesz być z nimi już zawsze. Chcesz widzieć jak Lila będzie stawiać pierwsze kroki, wypowiadać pierwsze słowo. Chcesz widzieć jak będzie dorastała, jak będzie się zmieniała. Chcesz być przy niej gdy pójdzie pierwszy raz do szkoły. Gdy będzie przeżywać okres dorastania, pierwsze miłości i przyjaźnie. Chcesz być częścią jej życia. Nie chcesz by znała cię jedynie ze zdjęć. Nie chcesz zostawiać Michała samego z tym wszystkim. Wiesz ,że nie możesz, nie po tym wszystkim co już razem przeszliście. Ale wiesz też ,że nie zależy to od ciebie. Ty możesz jedynie prosić Boga o to by dał ci to czego tak bardzo pragniesz, by nie zabierał ci wszystkiego i wszystkich ,których kochasz.
 -Boże, to przecież druga Zuzia.-słyszysz głos matki- Jest zupełnie do niej podobna.
 -Jak mała kopia.-głaszcze maleństwo pod dłoni delikatnie się uśmiechając szatyn
 -Ona jest cudowna, naprawdę cudowna.-mówi kobieta- Nie martw się maleństwo, mamusia się niedługo obudzi.
Serce ci się kraja widząc z jakim uczuciem patrzy na mała Michał, a także w jaki sposób mówi do niej twoja matka. Pomimo tego drobnego uśmiechu, wiesz ,że to uśmiech przez łzy. Widzisz po ich zmarnowanych twarzach jak bardzo cierpią, jak bardzo przeżywają to wszystko. Widzisz jak bardzo pragną zobaczyć cię całą i zdrową. A już kiedy Michał bierze małą na ręce zupełnie nie możesz się powstrzymać od łez. Płaczesz, widząc jak na nią patrzy, jak do niej mówi. Płaczesz bo możesz już nigdy nie doznać takiego widoku. Najgorsza jest ta bezsilność. Choćbyś nie wiadomo jak błagała on i tak może spłatać ci figla. Choćbyś nie wiadomo jak płakała i krzyczała ze złości nic ci to nie da, a może wręcz przynieść odwrotne skutki. Możesz jedynie czekać. A to czekanie powoli cię zabija. Czas przestaje działać na twoją korzyść. Czujesz to i widzisz to. Płomyk nadziei z każą kolejną godziną, każdym kolejnym dniem co raz bardziej przygasa. Chociaż nadzieja umiera ostatnia, to ty już przestajesz wierzyć. Nuży cię bezczynne i bezowocne czekanie. Boli cię patrzenie na załamanych bliskich. Boli cię rozkładanie rąk lekarzy. Boli cię to ,że możesz stracić wszystko to co kochasz i to nie ze swojej winy. Boisz się tego co główny stwórca tego świata zaplanował dla ciebie. Boisz się jego planów, ale niezależnie od tego co ci zgotował wiesz ,że będziesz musiała przyjąć to z pokorą. Bo równie dobrze może dać ci szansę na zestarzenie się u boku mężczyzny twojego życia ,ale też może uznać ,że twoja ziemska wędrówka dobiegła końca.
 -Zuzia proszę cię, ty nie możesz odejść, słyszysz? Nie pozwalam ci. Już raz cię straciłem i nie mogę zrobić tego znowu. Bez ciebie czuję się jak bez ręki. Czuję się jakbym stracił jakąś część siebie. Bez ciebie nic nie jest i nie będzie takie same. To ty sprawiasz ,że moje życie jest kolorowe. Ty wprowadzasz w nie ten ogrom radości i szczęścia. To ty jesteś moim największym szczęściem, ty i Lila i nie żadne medale i tytuły, tylko właśnie wy. To wy jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu. To ty sprawiłaś ,że siatkówka zeszła w moim życiu na dalszy plan. Gdy się spotkaliśmy po raz pierwszy w Spale, już wtedy wiedziałem ,że jesteś wyjątkowa. Już wtedy po pierwszym nieśmiałym spojrzeniu wiedziałem ,że będziesz dla mnie ważna. Już wtedy wiedziałem ,że wpadłem po uszy tylko jeszcze nie bardzo potrafiłem się do tego przyznać przed samym sobą. Doskonale pamiętam naszą pierwszą rozmowę. Pamiętam jak nie mogłem uwierzyć ,że taka drobna i szczupła osoba jak ty, uprawia taki sport jakim jest karate. Pamiętam także doskonale każdą kolejną rozmowę. Pamiętam jak bardzo wtedy nie cierpiałaś spalskiego jedzenia i nie mniej Moniki ,która uprzykrzała ci życie. Pamiętam jak z początku byłaś nie ufna, jednak z czasem co raz bardziej się otwierałaś. Pamiętam jak z każdą kolejną rozmową, każdym kolejnym spotkaniem czułem do ciebie co raz więcej. Pamiętam naszą pierwszą kłótnię, poszło nam o Monikę. Pamiętam też pierwszą zgodę. Pamiętam jak przyszłaś pierwszy raz na mecz i dałaś mi niesamowitego kopa do grania. Pamiętam pierwsze nie do końca świadomie spędzone wakacje. Pamiętam jak wszyscy mówili nam ,że jesteśmy dla siebie stworzeni, a my upieraliśmy się przy tym ,że jesteśmy tylko przyjaciółmi i jak tylko mogli wkręcali nas żebyśmy zostali sam na sam. Nie zapomnę też nigdy tej kolacji ,którą nam sprezentowali. Wtedy nabrałem odwagi żeby wyznać ci to co czuję. Wydawało mi się ,że ty czujesz to samo, ale mimo to bałem się tego ,że wyjdę na idiotę. Byłaś dla mnie tak ważna ,że bałem się ,że jeśli ci to wyznam to cię stracę. Postawiłem wszystko wtedy na jedną kartę. Pamiętam jak byłaś na mnie zła ,że udawałem ,że wtedy nic między nami nie zaszło, ale ja nie potrafiłem się naprawdę do tego przyznać. Po tym byłem już niemal pewien swoich uczuć do ciebie i tego ,że ja również nie jestem ci do końca obojętny. Zaryzykowałem i opłaciło się bo miałem najcudowniejszą kobietę u swojego boku i w dalszym ciągu ją mam. Może nie byliśmy nigdy idealny związkiem, zdarzały nam się ciche dni i kłótnie, ale zawsze po tych złych dniach nastawały te dobre, pełne uśmiechu i miłości. Te blisko dwa lata bez ciebie były dla mnie istnym piekłem i wiesz z czego zdałem sobie wtedy sprawę? Zdałem sobie sprawę ,że jesteś miłością mojego życia, że jesteś tą jedną i jedyną. Jesteś tą osobą z którą chce się zestarzeć, osobą z którą chce być do końca swoich dni. Tą osobą z którą chce dzielić swoje smutki i radość. Osobą ,która jest dla mnie ogromnym wsparciem i motywatorem. Zrozumiałem to dopiero gdy cię straciłem i byłem kretynem ,że ci to zrobiłem, ale byłem też i nadal jestem największym szczęśliwcem na świecie ,że dałaś mi drugą szansę. Znów sprawiłaś ,że miałem ochotę żyć i czerpałem satysfakcję z tego co robiłem.-przerywa biorąc głęboki oddech i ujmując cię za rękę- Jesteś dla mnie całym światem. Moje życie bez ciebie jest niczym. Czego bym nie robił w życiu ,a ciebie nie będzie obok nie będzie takie same. To ty dajesz mi ten ogrom siły i solidnego kopniaka w cztery litery gdy ja już się poddaję. To ty ochrzaniasz mnie za wiecznie porozwalane buty i porozrzucane rzeczy treningowe. To ty jesteś jedynym i najlepszym krytykiem i recenzentem mojej gry. Ty jesteś moją ostoją i podporą. To ty dajesz mi siłę do działania. Sprawiasz ,że nie mogę doczekać się każdego kolejnego dnia. Sprawiasz ,że moje życie jest lepsze. Dzięki tobie ono ma koloryt i nie jest szare i nudne. Więc proszę cię, nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj nas Zuza. Ja sobie bez ciebie nie poradzę, nie dam rady. To ty przeczytałaś miliony poradników na ten temat, to ty wiesz jak się zajmować fachowo małą, nie ja. Ja bez ciebie przepadnę, zgubię się w tym wszystkim. Ty nie możesz odejść, nie zostawiaj nas. Pamiętasz co sobie obiecaliśmy? Obiecaliśmy sobie ,że nigdy już się nie rozstaniemy, choćby nie wiem co i masz dotrzymać danej obietnicy. Bo jak ciebie zabraknie to z kim Lila będzie dzielić się swoimi sercowymi rozterkami? Z kim będzie się kłócić o bałagan w pokoju i chodzić na zakupy czy prosić o rady? Z kim będzie wybierać sukienki? Kto będzie jej plótł warkocze? Przecież wiesz ,że ja się do tego nie nadaję. Bo choćbym nie wiem jak się starał to nigdy ci w tym nie dorównam, wiesz o tym. Kocham cię, kocham cię najbardziej na świecie Zuzia i proszę cię, nie zostawiaj mnie... Proszę cię...-urywa mocniej zaciskając twoja dłoń. Przez dłuższą chwilę siedzi w ciszy nie wykonując żadnego ruchu. Dopiero po dłuższej chwili wstaje i bierze głęboki oddech. Gładzi twoją dłoń uśmiechając się delikatnie.
 -Nie możesz nas zostawić, nie możesz.-mówi cicho jeszcze raz zaciskając twoją dłoń- Błagam cię, obiecuję nawet już nigdy nie dostać mandatu, pamiętać o wszystkim i nie spóźniać się, tylko proszę, wróć do nas.
 -Nie.. zostawię..-mówisz słabym głosem delikatnie ściskając jego dłoń i momentalnie widzisz uśmiech na jego twarzy. Widzisz na niej przede wszystkim wielką ulgę.-Nigdy.-dodajesz.
Przeszliście ze sobą wyboistą drogę. Życie co raz to doświadczało was różnego rodzaju wydarzeniami mającymi większy lub mniejszy wpływ na waszą wspólną drogę. Bywało różnie między wami, zdarzały wam się kłótnie, ciche dni, rozstania, ale kochaliście się ponad życie i właśnie dzięki temu przezwyciężaliście wszystkie podstawione przez życie trudności. Przeszliście ogromną próbę i zdaliście ją niemal wzorowo. Po tych wszystkich wydarzeniach jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliście. Po tych wszystkich wydarzeniach uczucie was łączące wydawało się jeszcze trwalsze i mocniejsze. I jedno było pewne. Nie było takiej siły na świecie, która zdołałaby przeszkodzić waszemu szczęściu. Nikt ani nic nie było w stanie stanąć wam na przeszkodzie. Bo kiedy patrzysz na małą blondynkę o lazurowych oczach w warkoczu na głowie biegającą po boisku i na małego szatynka na rękach swojego taty wiesz ,że tego szczęścia nie zabierze ci nikt. Wiesz ,że twoim szczęściem jest ta trójka i już zawsze nim będzie.
 -Wiesz co? Bartman nie miał racji.
 -Ale w czym Miśku?-pytasz
 -Miłość od pierwszego wejrzenia istnieje i właśnie na nią patrze. Kocham cię.
 -Ja ciebie też.-odpowiadasz z uśmiechem- I zawsze będę.
Życie jest splotem różnych wydarzeń. Tak naprawdę w nim nie możemy niczego być nigdy pewni. Powinniśmy czerpać z każdego dnia jak najwięcej bo tak naprawdę nie wiemy ,który dzień będzie naszym ostatnim. Powinniśmy żyć tak jakby świat miał się zaraz skończyć. Powinniśmy żyć tak, by mieć poczucie szczęścia, by odchodzić z tego świata z uczuciem spełnienia w każdej dziedzinie życia. Powinniśmy traktować każdy dzień jak wielkie dar od Boga. Bo życie jest niewyobrażalnym darem i trzeba umieć go wykorzystać. Trzeba umieć żyć tak, by móc szczycić się swoimi wspomnieniami, by móc zamknąć oczy z poczuciem ,że jesteśmy szczęśliwi. Musimy po prostu czerpać z życia garściami to, co ofiarowuje nam najlepszego. Dążyć do osiągnięcia nieba za życia. Dążyć do bycia szczęśliwym. Dążyć do spełnienia swoich marzeń. Dążyć do tego by żyć i nie żałować niczego. Żyć jak najlepiej będziemy potrafili i gdy czasem się potkniemy, wstać i z podniesioną głową kroczyć dalej przed siebie. I choćby los wywracał nas co krok, nie zważać na to i iść wyznaczoną sobie drogą. Iść i dążyć do doskonałości. Iść i nie dać się niczemu ani nikomu. Iść i walczyć ze zmorami życia codziennego. Iść z podniesioną głową gdy jest źle. Iść nieprzerwanie krocząc przed siebie zbierając bagaż doświadczeń. Iść i być szczęśliwym. Iść i po prostu żyć...


~*~
KONIEC
~*~
Cóż mam powiedzieć moje drogie. Moja piękna przygoda z tym opowiadaniem dobiegła właśnie końca. Kończę przygodę z tym opowiadaniem z wielkim bólem serca, bo dziś żegnam swoje kolejne pisarskie 'dziecko'. Z pewnością nie raz będę chciała wejść na tego bloga i zapisać kolejne losy Michała i Zuzi, jednak wtedy dotrze do mnie fakt ,że od teraz ich historia toczy się własnym życiem, własnym torem. To była dla mnie naprawdę wyjątkowa przygoda, były rozdziały, lepsze i gorsze, choć mam nadzieję ,że tych lepszych było o wiele więcej. Bo kiedy publikowałam prolog siódmego kwietnia w zasadzie nie miałam większego planu na to opowiadanie. Początkowo bohaterka miała być ruda, a główny bohater tworzył się na przestrzeni kilku początkowych rozdziałów. W pierwotnej wersji miałyście czytać o losach Zuzi i Pita, stąd właściwie jest Rzeszów. Gdyby też zmienić imię głównej bohaterki na moje własne, nie byłoby różnicy, gdyż Zuza była moją wierną kopią jeśli chodzi o cechy charakteru. Spytacie skąd pomysł na karate? Otóż, z własnego doświadczenia, bo blisko cztery lata sama przywdziewałam kimono i mogę poszczycić się niebieskim pasem w tejże dyscyplinie. Okrutnie zżyłam się z bohaterami jakkolwiek to zabrzmi, naprawdę tak było. Potrafiłam obmyślać ich losy w szkole, w domu, na treningu, nawet i w kościele. Wedle pierwotnego założenia, powinnyśmy się pożegnać już blisko dziesięć rozdziałów temu, ale jak już wspomniałam, zżyłam się okrutnie z tą historią i jej bohaterami ,że nie miałam serce wtedy tego zakończyć. I właśnie z tych też przyczyn nie miałam serce uśmiercić Zuzy, bo to jakbym uśmierciła samą siebie. Cóż Wam mam powiedzieć moje drogie czytelniczki, dziękuję ,że przez blisko te cztery miesiące byłyście ze mną. Dziękuję za każde słowo w postaci komentarza. Dziękuję za każą pochwałę i naganę jeśli taka się zdarzyła bo każde motywowało. Dziękuję ,że byłyście bo gdyby nie Wy, nie byłoby tego opowiadania i dalej byłoby w sferze mojej chorej wyobraźni. Dziękuję za każdy, nawet najdrobniejszy komentarz, za każdą minutkę poświęconą na czytanie moich wypocin. Po prostu jedno wielkie DZIĘKUJĘ za to wszystko. Cieszę się ,że mogłam dla Was pisać, sprawiało mi to ogromną frajdę. Tutaj to już moje ostatnie słowa, nigdy nic więcej się raczej nie pojawi. Jednak ja nie znikam jeszcze na dobre. Jeszcze przez parę rozdziałów możecie mnie czytać na 'Nieulotnych', w wolnej chwili możecie pisać do mnie na asku lub twitterze, żadne wasze pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi ,a ja nie gryzę.  Po krótkiej przerwie, w okolicach jesieni zapraszam Was serdecznie na być może moje ostatnie dzieło, czyli 'Sprzecznych'. Nie lubię pożegnań, bo nie potrafię się żegnać, ale dziś zamykam pewien rozdział ze swojej twórczości i nie ukrywam, uroniłam łzy pisząc to wszystko. Mam nadzieję ,że nikogo nie zawiodłam tym epilogiem bo o dziwo, sama jestem z niego zadowolona.
Dziękuję Wam za wszystko.
Po raz ostatni tutaj, 
ściskam,
Karolina 
Wingspiker.
PS. Każdy kto czytał, proszę niech skomentuje, chcę wiedzieć ile osób tak naprawdę czytało :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Epizod XXXIX.

Mniej więcej w okolicach dwunastej rozpoczęły się poprawiny. Po większość zgromadzonych można było rozpoznać stan upojenia alkoholowego i buzujących procentów we krwi. Jednak to nie przeszkodziło im w dalszej zabawie ,a także wypiciu kilku głębszych. Dobre humory nie opuszczały żadnego ze zgromadzonych na sali gości. Także państwo młodzi po praktycznie nieprzespanej nocy tryskali energią. Po kilku godzinach zabawy pożegnaliście się ze zgromadzonymi i na sam wieczór wróciliście do Rzeszowa. Kolejne dni były dla ciebie istnym koszmarem. Bolało cię dosłownie wszystko, po nocach nie mogłaś spać gdyż wasz szkrab urządzał sobie wtedy nocne harce, wszystko naokoło cię denerwowało. Jednymi słowy hormony znów dawały o sobie znać, ze zdwojoną siłą.
 -Pokaż to.-mówi ze stoickim spokojem gdy kaleczysz sobie rękę próbując zebrać z podłogi uprzedni stłuczony ulubiony kubek- Hej, przecież to tylko kubek.
 -Wiem, ale mnie szlag trafia już. Nie dość ,że wszystko mnie boli to wszystko naokoło wkurza. Ja już mam dość.
 -Nie powiem ci ,że wiem co czujesz bo nie wiem i nigdy nie poczuję.-śmieje się- Ale już bliżej jak dalej. Damy radę.-obejmuje cię ramieniem i całuje w policzek
 -Łatwo ci mówić. Ty nie masz ochoty powybijać wszystkich dookoła, a za pięć minut nie chce ci się płakać.
 -Takie uroki bycia w ciąży.-odpowiada
 -Uroki?-marszczysz brwi- To ja za takie dziękuję.
 -Oj Zuziek, jeszcze półtorej miesiąca, jakoś przeżyjesz.
 -Tobie dobrze mówić, zaraz zwijasz tyłek do Spały i wracasz dopiero w lipcu.-odpowiadasz
 -No właśnie, chociaż nie będziesz miała ochoty mnie pobić bo nie pozmywałem po sobie czy coś.-chichocze
 -Mnie nie jest tak do śmiechu Misiu, wcale.
Buzujące hormony sprawiały ,że byłaś kompletnie nie życiowa co o dziwo twój ukochany małżonek znosił niemal wzorowo. W zasadzie bardziej bawiły go twoje groźby i tym podobne aniżeli straszyły. Miał z ciebie niezły ubaw bo czegoś byś nie powiedział pod wpływem tegoż czynnika traktował z przymrużeniem oka bo zdawał sobie doskonale sprawę z tego ,że to ci minie, a także koledzy z pewnością doradzili mu jak ma reagować na takie rzeczy.
 -Co jest?-pojawia się w korytarzu gdy słyszy siarczystą wiązankę przekleństw
 -To jest. Czy ty zawsze musisz porozwalać buty w przedpokoju? Chcesz żebym się zabiła?-rzucasz- Jak tak dalej pójdzie będziesz musiał sobie sprawić oddzielny pokój żeby przechowywać te wszystkie buty bo masz ich więcej niż ja swoich wszystkich razem wziętych.
 -Kochanie, spokojnie.-odpowiada spokojnie
 -Jestem oazą spokoju!-rzucasz ironicznie po czym rozsiadasz się na salonowej kanapie i gładzisz się po brzuchu
 -Właśnie widać.-chichocze
 -Mów dalej to obiad sobie sam zrobisz.
 -To ja już siedzę cicho.-odpowiada po czym znika w celu dopakowania reszty swoich rzeczy przed jutrzejszym wyjazdem do Spały. Po chwili odpoczynku zabierasz się do robienia obiadu chociaż tej sprawy wcale nie ułatwia ci niemiłosiernie kopiąca Lilka. Po dłuższej chwili jednak udaje cię przygotować coś sensownego. Resztę dnia spędzacie we dwoje korzystając z ostatnich wspólnych chwil. Tradycyjnie już po zaledwie godzinie snu budzi cię kopanie waszej córki. Jak co noc przewracasz się z boku na bok nijak nie potrafiąc zasnąć. W końcu siadasz na brzegu łóżka. Spoglądasz przez ramię i widząc pogrążonego w śnie Michała udajesz się do kuchni. Wlewasz do szklanki wodę i wypijasz ją duszkiem. Spoglądasz na zegar wskazujący godzinę trzecią czternaście. Wzdychasz głęboko po czym udajesz się do łazienki gdzie przemywasz wyraźnie przemęczoną twarz. Wyglądasz ja istne siedem nieszczęść, podkrążone oczy i blada twarz z pewnością nie dodają ci uroku.
 -Nie możesz spać ,że się szwendasz?-pytasz widząc błąkającego się po kuchni szatyna
 -Tak jakoś.-odpiera- Zgaduję ,że ty też nie?
 -Jak co noc.-śmiejesz się po czym wędrujesz ku sypialni. Dopiero po blisko dwóch godzinach przewracania się z boku na bok udaje ci się zasnąć. Nie wysypiasz się za bardzo gdyż mniej więcej kilka minut po siódmej daje o sobie znać wasza pociecha i nie pozwala ci już zmrużyć oka. Udajesz się ku kuchni z której dobiega zapach zbawiennej kawy, której z chęcią napiłabyś się gdyby nie pakunek z przodu. Twój mąż wita cię promiennym uśmiechem i soczystym buziakiem w policzek by po chwili podstawić ci pod nos talerz kanapek.
 -Wiem ,że jemu teraz więcej, ale chyba nie aż tyle.-śmiejesz się
 -Po całej nocy kopania ,które i ja odczułem może być głodna.-chichocze po czym przystępujecie do skonsumowania śniadania. Jak zwykle rozmawiacie przy nim o wszystkim i niczym, ale główny wątek schodzi na waszą pociechę mającą pojawić się już za kilka tygodni na świecie. Nie mogłaś się już doczekać tego dnia, choć cholernie się go bałaś, to chciałaś już mieć z głowy jej figle i wszelakie niedogodności wynikające ze stanu błogosławionego.
 -Jak wyjedziesz jutro, tak na dobrą sprawę do domu wrócisz dopiero w lipcu?
 -Będę starał się jeszcze wpadać w weekendy.-dodaje
 -No może zdążysz na narodziny.-śmiejesz się
 -Weź mnie nawet nie strasz.-odpowiada- Jakby coś się działo i nie ważna która będzie godzina i gdzie będę, masz dzwonić, jasne?
 -Dobrze mamo.-uśmiechasz się
 -Będę się o ciebie martwił, przepraszam o was.-przytula cię
 -Damy sobie jakoś radę, nie Lila?-głaszczesz się po brzuchu
 -Ty masz być grzeczna i dać się biednej matce z raz wyspać.-śmieje się gładząc swoją ogromną ręką po twoim już pokaźnym brzuchu- I masz poczekać na ojca, także nie śpiesz się.-śmieje się
 -Coś czuję ,że jednak się prędko nie wyśpię.-mówisz
 -Przynajmniej nikt nie będzie ci robił bałaganu.-szczerzy się
 -I nie będę miała na kim się wyżywać.
 -Myślę ,że jakaś ofiara się znajdzie.-odpowiada ze śmiechem- To ,że mnie tu nie będzie nie znaczy ,że nie będę cię pilnował słońce. Masz do mnie dzwonić pamiętaj.
 -Założę się ,że wynająłeś już wszystkich dookoła żeby mnie kontrolowali.
 -Coś w tym guście.-odpowiada
 -Przecież wiesz ,że zadzwonię.-uśmiechasz się- Jedź ostrożnie i bez mandatów tym razem proszę.
 -Przecież ja cały czas jestem ostrożny nie wiem o czym ty mówisz, to policjanci się na mnie uwzięli.-mówi
 -Tak, zwłaszcza ci z łódzkiej drogówki.
 -Bardzo śmieszne.-rzuca z uśmiechem.
Żegnasz się z szatynem po czym odprowadzasz wzrokiem auto dopóki nie zniknie za rogiem. Nie za bardzo wiesz co ze sobą zrobić. Nie wiesz co zrobić z tą ciszą i spokojem. Przeczytałaś już chyba wszelkie możliwe książki, poradniki i tym podobne. Obejrzałaś też masę filmów i seriali. Rozwalasz się leniwie na kanapie z pilotem w ręku i skaczesz z kanału na kanał szukając czegoś godnego uwagi. Po przebrnięciu przez dobre kilkadziesiąt kanałów i nie znalezieniu niczego sensownego, oglądasz informacje. Po kilkudziesięciu minutach błogiego spokoju przerywa go dzwonek do drzwi. Zanim zdążasz się wygramolić z sofy widzisz swoją rodzicielkę na korytarzu. Witasz się z nią po czym przechodzicie do salonu.
 -Jak tam grubasku?
 -Szału nie ma.-odpowiadasz
 -Matko, coś się dzieje?-niepokoi się
 -Nie mamo. Wszystko mnie boli.-śmiejesz się
 -W ostatnich miesiącach to normalne kochanie.-odpowiada z wyraźną ulgą-Dalej ci tak dokucza?
 -Pytanie. Jest równie zwiercona co jej tatuś.
 -I z pewnością równie co mama, więc to rodzinne.-śmieje się- Jak tam, odliczasz już do wielkiego dnia?
 -Proszę cię, skreślam tylko dni w kalendarzu bo już nie mogę.
 -Masz termin na dziesiątego lipca, Michał wtedy będzie w domu?-pyta
 -Jak awansują do finałów Ligi Światowej to wróci mniej więcej dzień przed.
 -Ważne żeby był, nie to co twój ojciec.
 -Do końca życia będziesz wypominać mu ,że zepsuł mu się samochód?-pytasz rozbawiona
 -Owszem, będę bo nie zdążył na narodziny swojego pierworodnego.
 -Daj mu spokój, nie musisz być taka pamiętliwa.
 -Zobaczymy kochanie.-odpowiada-Czyli Michał wróci dopiero w lipcu do domu? To co ty na to żeby twoja stara matka ci potowarzyszyła?
 -Jestem nawet bardzo za bo nie mam już co robić w tym domu.-odpowiadasz śmiejąc się.
Towarzystwo mamy bardzo ci odpowiadało. Nie musiałaś siedzieć sama w pustym domu nie mając otworzyć do nikogo ust. Jej obecność okazała się bardzo pomocna. Podzieliła się swoimi doświadczeniami z czasów ciąży, a także udzieliła ci kilka istotnych rad. Również jak to ona gadała jak najęta często nawet nie pozwalając ci dojść do słowa, ale w zasadzie nie przeszkadzało ci to. Wolałaś jej dziki trajkot niż dzwoniącą w uszach ciszę. Dzięki temu dni mijały ci o wiele przyjemniej i szybciej. Pomimo jej obecności wpadało do ciebie naprawdę wielu gości. Od twojego brata będącego świeżo upieczonym tatusiem, twojego ojca po Polę i Olę. Wszyscy na czele z twoją matką byli podekscytowani co raz bardziej zbliżającym się lipcem. Wszyscy byli bardzo podekscytowani lecz chyba tylko nie nie byłaś. Z każdym kolejnym skreślonym dniem w kalendarzu rodził się w tobie co raz większy strach. Bałaś się porodu. Bałaś się bólu. Po prostu bałaś się co było raczej naturalną reakcją w tej sytuacji.
 -Zuzia, wszystko w porządku?-pyta szatyn kiedy wrócił do domu w ramach wolnego weekendu
 -W sumie to tak, ale zaczynam się bać.-odpowiadasz po czym niebieskooki niemal natychmiast cię obejmuję
 -Ja też się boję, ale z pewnością mój strach ma się nijak do twojego. Musimy być po prostu dobrej myśli. Co ma być to będzie, przejdziemy przez to jakoś razem.-uśmiecha się krzepiąco
 -Dobrze ,że cię mam, wiesz?-pytasz wtulając się w niego niczym mała dziewczynka.
Te dwadzieścia cztery godziny co tydzień były zdecydowania za krótkie. Mijały tak szybko ,że nim się orientowaliście szatyn znów musiał wracać do Spały. Tak było do czasu gdy rozpoczęły się rozgrywki ligi światowej które w tym roku wyjątkowo oglądałaś przed ekranem telewizora ze względu na swój stan. Nieprzerwanie towarzyszyła ci twoja matka, która została dumną babcią, a także nie mogła się doczekać swojej drugiej wnuczki na świecie. Twoje przyjaciółki również starały się cię odwiedzać choć gdy chłopaki grali mecz w kraju gnały chociażby i na drugi koniec Polski by móc kibicować im na żywo.
 -Mam jakieś dziwne przeczucia.-rzucasz
 -Jakie?-marszczy brwi
 -Nie wiem, mam jakieś dziwne sny.-krzywisz się
 -Kochanie, to tylko sen.
 -Ale powtarza się niemal codziennie. Boję się.
 -Słoneczko, wszystko będzie dobrze.-obejmuje cię zupełnie tak jak przed dobrymi dziesięcioma latami jak byłaś o wiele mniejsza i całuje w czoło starają się cię uspokoić. Po części się jej to udaje jednak to co noc ukazuje się w twoich snach zupełnie cię przeraża. Chociaż tego nie okazujesz Michał niemal momentalnie to wyczuwa i gdy mówisz mu o wszystkim chce nawet urwać się ze zgrupowania, lecz ty mu tego kategorycznie zabraniasz.
Po kilku kolejnych nieprzespanych nocach o dziwo niepokojące nocne zmory ustają, a tobie udaje się wyspać kilka nocy pod rząd. Przez te kilka dni zdążyłaś powoli zapomnieć o trapiących cię snach i mogłaś powoli przygotowywać się na dziesiąty dnia lipca ,który zbliżał się co raz większym krokami. Gdy skreśliłaś w kalendarzu ostatni dzień czerwca i przewróciłaś kartkę kalendarza na miesiąc lipiec znów zaczęłaś się bać. Byłaś tak zestresowana ,że byłaś chodzącym kłębkiem nerwów. Po części uspokajał cię fakt biało-czerwonych kroczących od zwycięstwa do zwycięstwa w rozgrywkach ligi światowej, a także w turnieju finałowym do którego zdołali awansować tracąc jedynie dwa sety w spotkaniach z Włochami. Z wielką uwagą by choć na chwilę zapomnieć o zbliżającej się dacie porodu zagłębiałaś się w spotkaniach z ich udziałem na żywo komentując z mamą przebieg każdego spotkania. Byłyście obydwie tak pochłonięte rozgrywkami Final Six ,że nie spostrzegłyście się kiedy nadszedł dzień wielkiego finału z udziałem biało-czerwonych. To spotkanie kosztowało was obydwie wiele nerwów. Było tak wyrównane i zacięte ,że śmiało mogłoby być spotkaniem na wagę złota olimpijskiego. Po ponad dwu i pół godzinnej batalii ku uciesze blisko dwóm tysiącami kibiców zgromadzonych na włoskiej hali pokonali oni w piątym secie rozgrywanym do siedemnastu reprezentację Brazylii. Euforii nie było końca, zarówno na hali jak i przed odbiornikami z pewnością w każdym polskim domu.
 -Michał fenomenalny mecz, fenomenalny turniej w twoim ,ale także waszym wykonaniu. Nagroda najlepiej przyjmującego mówi sama za siebie.-mówi dziennikarz gdy oglądacie pomeczowe studio
 -Nagroda cieszy, ale jeszcze bardziej cieszy złoty medal.-uśmiecha się
 -Chciałbyś komuś go dedykować?
 -Tak. Może koledzy z drużyny się nie obrażą.-śmieje się- Ten medal i ta nagroda jest dla dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu, dla mojej żony i nienarodzonej córki.-szczerzy się- Kocham was.-rzuca ,a na twojej twarzy momentalnie jawi się szeroki uśmiech. Już nie możesz się doczekać kiedy będziesz mogła go uściskać i pogratulować medalu i nagrody. Przez to wszystko zapominasz niemal o wielkim dniu mającym się odbyć tuż za dwa dni. Następnego dnia wstajesz jak gdyby nigdy nic, zjadacie razem z mamą śniadanie i udajecie się na drobne zakupy. Do południa mniej więcej leniwisz się na kanapie z milionowym poradnikiem dla młodych matek, a twoja mama krząta się w kuchni. W przypływie potrzeby udajesz się w kierunku toalety, jednak mniej więcej w połowie drogi przystajesz i łapiesz się za brzuch.
 -Maaaamo.-wołasz
 -Co się dzieje?-natychmiast pojawia się obok ciebie
 -Chyba się zaczęło.-krzywisz się łapiąc się z bólu za brzuch. Twoja matka w ekspresowym tempie zgarnia twoją torbę i wrzuca do bagażnika po czym pomaga ci się dostać do samochodu i pędzicie ku rzeszowskiemu szpitalowi. Ciebie oddaje w ręce lekarzy ,a sama dzwoni do Michała. Skurcze co raz bardziej się nasilają. Zwijasz się wręcz z bólu. Dopiero po godzinie odchodzą ci wody, a ból staje się ostrzejszy. Ledwo wytrzymujesz, lecz na salę porodową zapraszają cię dopiero po kolejnej godzinie gdy rozwarcie jest już na tyle duże by przejść do tej właściwiej części. Po kolejnej godzinie jesteś już zupełnie wyczerpana, nie masz już siły, a mimo to pani doktor namawia cię na parcie. Po kolejnych trzydziestu minutach bezowocnego parcia dowiadujesz się od pielęgniarki ,że za drzwiami obok twojej matki i ojca czeka również Kubiak. Po blisko dwudziestu minutach istnej męki wreszcie słyszysz płacz swojej córki. Jesteś na skraju wyczerpania. Jest ci dziwnie słabo. Kątem oka dostrzegasz ,że do sali wchodzi szatyn. Widzisz ,że coś do ciebie mówi ,jednak nie jesteś w stanie zrozumieć jego słów. Zaczyna kręcić ci się w głowie. Dochodzi do ciebie co drugie słowo.
 -Zuzia!-słyszysz jego krzyk jakby zza ściany
 -Proszę się odsunąć, to krwotok.-słyszysz słowa jednego z lekarzy.
Nagle przed oczami przewijają ci się całe twoje życie. Pierwsze kroki. Pierwsze słowo. Pierwszy dzień w przedszkolu czy w szkole. Pierwszy trening karate. Pierwsza kontuzja. Pierwsza wygrana. Pierwsza dotkliwa porażka. Pierwsze powołanie do reprezentacji. Pierwsze młodzieżowe mistrzostwo w kraju i w Europie. Pierwsze powołanie do seniorskiej kadry. Pierwszy przyjazd do Spały. Pierwsze spotkanie z Michałem. Pierwszy poważny seniorski sukces. Pierwsze rozmowa. Pierwszy uśmiech. Pierwsza kłótnia. Pierwszy spacer. Pierwsze przypadkiem wspólnie spędzone wakacje. Pierwsze 'kocham cię'. Pierwszy pocałunek. Pierwsze rozstanie i powrót. Zaręczyny. Ślub. Wiadomość o ciąży. Pierwsze usg. Mówienie do brzuszka. Niecierpliwe oczekiwanie na nowego członka rodziny. Urządzanie pokoju i wyprawki dla małej. Wszystko to wraca w niesamowitym tempie przewijając się niczym klatki w filmie. Nagle tracisz przytomność i widzisz tylko pustkę...
_____________________________________________
Wiem ,że pewnie chcecie mnie znaleźć i pobić, ale wiecie ,że 'mieszanie' to moje drugi imię. Rozdział wyszedł o niebo dłuższy, ale myślę ,że Wam to nie przeszkadza. Jestem z niego względnie zadowolona bo w zasadzie wyszedł taki jaki planowałam. Ocenę zostawiam Wam. Kiedy następny? Postaram się o dzień jutrzejszy, maksymalnie w sobotę :) 
Na dziś to tyle ode mnie, przy następnym będzie o wiele konkretniej od mej osoby :)
Ściskam, wingspiker.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Epizod XXXVIII.

Jesteś w głębokim szoku i nie potrafisz w zasadzie przez dłuższą chwilę nic z siebie wydusić. Spodziewałabyś się każdej inne znajomej ci kobiety w tym odmiennym stanie, ale nie jej. Nie mniej zaskoczyła cię informacja o jej związku ze znienawidzonym przez ciebie fizjoterapeucie aniżeli widok jej zaokrąglonego brzucha i przeglądającej dziecinne śpioszki. Chciałaś się stamtąd jak najszybciej ulotnić jednak dostrzegła cię.
 -O proszę, kogo ja widzę.-rzuca z perfidnym uśmieszkiem
 -Mogłabym powiedzieć to samo.-odpowiadasz z przekąsem
 -Myślałam ,że masz kontuzję.-mówi lustrując cię od stóp do głowy zatrzymując się na twoim już widocznym brzuchu
 -Nie wiedziałam ,że jesteś taka szybka.-odgryzasz się
 -Ty chyba jednak szybsza.
 -Ja chociaż mam męża.-odpowiadasz po czym widzisz jej mordercze spojrzenie. Z pewnością gdyby nie interwencja Poli ta sprzeczka trwałabym o wiele dłużej. Przez chwilę pomagasz jej przy ostatecznym wyborze sukienki i po ponad pół godziny opuszczacie sklep. Pola tradycyjnie już wprasza się do was na przysłowiową kawę. Jak zwykle mówi jak najęta nie dając ci w zasadzie dość do słowa. Siedzisz z uwagą przysłuchując się monologowi przyjaciółki.
 -To powiesz mi czym on się zajmuje?
 -Kto?-mruży oczy
 -Zgadnij.
 -Nie, bo jak ci powiem to wszystko będzie jasne.-odpowiada
 -A kim jest, seryjnym mordercą ,że nie możesz powiedzieć?-śmiejesz się
 -Jeszcze mam trochę rozumu, błagam cię.-chichocze
 -Nawet nie zdradzisz branży?
 -Nie.-kręci głową- Zobaczycie go na weselu.
 -Do tego czasu chyba mnie ciekawość zje.-śmiejesz się
 -Przeżyjecie.-uśmiecha się popijając herbatę- A jak mała pani Kubiak będzie mieć na imię?
 -Wiesz ,że nawet nad tym jeszcze nie myśleliśmy?
 -Za trzy miesiące się urodzi, więc chyba pora, chyba ,że chcecie wybierać na porodówce.-śmieje się
 -Myślę ,że lepiej nie.
Były różne tematy rozmów, ale uwielbiałaś wręcz rozmawiać na temat swojej ciąży i dziecka. Dlaczego? Dlatego chyba ,że nie mogłaś doczekać się aż weźmiesz waszą kruszynkę na ręce. Nie mogłaś się doczekać by powitać ją na tym świecie, by po prostu była już z wami. Z resztą nie tylko waszej dwójce się udzielała ta atmosfera, waszej rodzinie i przyjaciołom również. Wszyscy dookoła byli równie podekscytowani co i wy. Korzystając z wolnego przedpołudnia zabraliście się za urządzanie pokoju dla najmłodszego członka rodziny mającego wywrócić wasze życie do góry nogami już za niecałe trzy miesiące. Wbrew pozorom było to bardzo przyjemne zajęcie. Nawet twój mąż ,który nie cierpi zakupów był tym zupełnie podekscytowany. W mgnieniu oka wybraliście wszelkie potrzebne do tegoż przedsięwzięcia rzeczy i jeszcze szybciej pokój był gotowy na nowego lokatora.
 -Myślałeś nad jakimś imieniem?-pytasz
 -W zasadzie to jeszcze nie.
 -Myślę ,że chyba pora się zastanowić powoli, chyba ,że chcesz myśleć o tym jak się urodzi.
 -Wtedy nie będziemy chyba mieć czasu na myślenie, więc lepiej zastanówmy się teraz.-odpowiada
 -To jakieś typy?-pytasz
 -Może ty pierwsza.
 -Nie wiem może.. Liliana?
 -Liliana Kubiak, mnie pasuje.-odpowiada
 -Tak po prostu? Bez żadnego ale?-mrużysz oczy na znak zdziwienia
 -Tak po prostu.-odpowiada z uśmiechem- Drugiemu wybiorę ja.-śmieje się
 -Drugiemu?-dziwisz się
 -Ten temat jeszcze dopracujemy.-chichocze całując cię w policzek
 -Niech ci będzie.
Dni mijały wam zupełnie spokojnie, ale w dość zawrotnym tempie. Wraz z Olą dzielnie kibicowałyście Resovii ,która niczym rozpędzony pociąg gromiła rywali i dotarła po raz kolejny do wielkiego finału Plusligii w którym miała zmierzyć się z wrogiem publicznym numer jeden jakim jest Skra Bełchatów. Pierwsze dwa mecze w Bełchatowie były wielką batalią, zespoły wracały do Rzeszowa z jednym zwycięstwem. W trzecim meczu rzeszowscy siatkarze niesienie przez doping kilku tysięcznej publiczności pokonali swojego przeciwnika i byli dosłownie o krok od sięgnięcia po tytuł. Następnego dnia wraz z Olą zajęłyście dokładnie te same miejsce co dnia poprzedniego. Oczywiście chcąc jak najbardziej wspierać swoich mężczyzn obydwie przyodziane byłyście w klubowe barwy. Oczywiście twój wystający sponad pasiaka brzuszek nie umknął dziennikarzom ,a także fotografom.
 -O proszę, czy ja dobrze widzę? Następca taty rośnie?-słyszysz pytanie znajomej pani dziennikarz
 -Raczej następczyni.-gładzisz się po brzuchu
Zamieniasz z sympatyczną panią dziennikarz kilka słów po czym zajmujesz się meczem ,który okazuje się być równie wielkim widowiskiem co poprzednie. Każdy zespół daje z siebie maksimum, każdy chce sięgnąć po tytuł. Już dawno nie widziałaś tak zaciętego spotkania jakim był czwarty mecz finałowy. W życiu nie widziałaś chyba tak długiego meczu, ale też seta numer pięć bo ten rozgrywany był do dwudziestu siedmiu. Jednak czwarty mecz finałowy, ku uciesze zgromadzonej kilku tysięcznej publiczności okazał się być ostatnim pojedynkiem bo gospodarze wyszarpali zwycięstwo po wspaniałym meczu. Uśmiech nie schodził ci z twarzy widząc wielce uradowanych chłopaków szalejących na parkiecie czy odbierających złote krążki. Nie obyło się bez fety w wąskim gronie najbliższych czy też na rzeszowskim rynku wśród kibiców. Po tej fecie nadeszło kilka dni wolnego, a także nastał wreszcie wyjątkowy dzień dla dwójki waszych przyjaciół. Z samego rana udajecie się w kierunku Warszawy gdzie maja odbyć się uroczystości. Po kilku godzinnej drodze docieracie na miejsce. W ekspresowym tempie znajdujecie swój hotelowy pokój i bierzecie za ubieranie, gdyż waszą dwójkę czekają również obowiązki świadków. Pomimo przesądów ,że w ciąży nie powinno się brać za taką funkcję to ty zupełnie zignorowałaś te zabobony. Nie siliłaś na żadne wyszukane fryzury, makijaże czy stroje. Włosy pofalowałaś, oczy delikatnie podkreśliłaś, a na siebie włożyłaś kobaltową sukienkę z baskinką, a na nogi włożyłaś niewysokie szpilki.Tradycyjnie już pomogłaś swojemu mężowi ,która jak zawsze motał się z krawatem co jak zwykle przyprawiało cię o rozbawienie. W pełni gotowi rozjechaliście się do domów państwa młodych.
 -Jak ona się będzie tak dalej zbierać spóźni się na własny ślub.-chichocze Pola będąca drugą druhną
 -Idę o zakład ,że pan młody równie się spieszy co i jego przyszła małżonka.-dodajesz ze śmiechem
 -Sądzę ,że pod tym względem dobrali się niemal idealnie
 -Już mnie obgadujecie małpy?-pojawia się nagle Ola przyodziana w białą suknie- No co się tak patrzycie, nie ładna?
 -Nie, wręcz przeciwnie, jest idealna!-dodaje Pola nie mogący wyjść z zachwytu, z resztą tak samo jak i ty. Po kilku drobnych poprawkach na niecałe pół godziny przed czasem wszystkie na czele z panną młodą byłyście zwarte i gotowe.
 -Może byś się wreszcie przyznała z kim przyszłaś jeśli w ogóle przyszłaś z kimś?
 -Jak to?-dziwisz się
 -Może się wytłumaczysz?-przenosi wzrok na Polę
 -Nie potrzebowałam miejsca dla dwóch osób bo.. jego też zaprosiliście.-odpowiada na co wybałuszasz oczy
 -No wiedziałam ,że go znamy.-dodaje Ola-To który to szczęściarz?
 -Zobaczycie potem.-odpowiada zagadkowo. Po kilku minutach docieracie na miejsce by po chwili rozpoczęła się cała ceremonia. Były łzy wzruszenia, łzy szczęścia, chwile podniosłe, ale też przede wszystkim radosne. Było tradycyjne obsypanie młodej pary monetami, było składanie życzeń. Przyszedł także czas na uroczystości weselne i pierwszy taniec.
 -Myślisz ,że to któryś od was?-pytasz szatyna
 -Skoro go znamy, to kto inny?-śmieje się- Ciekawe tylko ,który siedział cicho cały czas.
 -Facet jak facet, ale ,że Pola nic nie powiedziała?-chichoczesz
 -To fakt, to jest o wiele dziwniejsze.-odpowiada ze śmiechem.
Zabawa z minuty na minutę co raz bardziej się rozkręcała, głównie za sprawą znajomych pana młodego mających ponad przeciętną wzrostu. Ty zbytnio nie szalałaś z wiadomych powodów, choć skusiłaś się parę razy na taniec to wasza pociecha nie ułatwiała ci życia i non stop czułaś jej energiczne ruchy w swoim brzuchu.
 -Jak tam grubasku.
 -Cześć Grzesiu.-śmiejesz się- Dawno się nie widzieliśmy.
 -To fakt.-uśmiecha się- Kiedy Kubiak junior zawita na świecie?
 -Za dwa miesiące.-odpowiadasz
 -To jeszcze przez dwa miesiące będzie mi stękał ,że nie może się doczekać razem z Bartmanem.-śmieje się
 -Naprawdę to robią?-dziwisz się
 -A jak! Bartman już wylicza jakim to nie będzie wujkiem, a Dziku jak to on, nie może się doczekać tatusiowania, ale znając życie będzie pierwszy uciekał na trening.
 -Znając życie to tak będzie.-chichoczesz- Wujek wujkiem, ale kto by się spodziewał ,że się doczekamy ,że donżuan się ożeni.
 -To fakt, myślałem ,że nie dożyję tej chwili.-odpowiada ze śmiechem
 -A jak u ciebie?
 -Co u mnie?-marszczy brwi
 -Dalej samotnik?
 -Nie.-uśmiecha się
 -Kim jest ta szczęściara i dlaczego jeszcze mi jej nie przedstawiłeś?
 -W zasadzie to nie muszę, znasz ją.-wzrusza ramionami
 -Znam?-dziwisz się
 -I tak za dużo powiedziałem.-unosi ręce w geście poddania się
 -W zasadzie nie powiedziałeś mi nic.-śmiejesz się
 -Ale ja powiem.-wtrąca Pola ,a ty na widok przyjaciółki łapiącej za rękę Kosoka jesteś w niemałym szoku
 -Nie wiedziałam nawet ,że wy się znacie, nie wspomnę o tym ,że jesteście razem.
 -Znamy się. Poznaliśmy się przez Michała po jednym z meczy.-odpowiada Pola
 -Długo to trwa?-pytasz
 -Prawie pięć miesięcy.-odpowiada brunet
 -I nic nie mówiliście wredoty jedne?
 -Tak jakoś wyszło.-drapie się po karku Kosok
 -Gdyby nie mały towarzysz w brzuchu chętnie bym was oboje udusiła.-rzucasz na co oni wybuchają śmiechem ,a niebawem tuż obok ciebie pojawia się jak zwykle mający wyczucie czasu szatyn spoglądający pytająco na Polę i Grześka. Po chwili jednak pojmuje zaistniałą sytuację i gratuluje swojemu klubowemu koledze i życzy szczęścia obojgu.
 -Jak tam mała?-pyta siadając obok i obejmując cię ramieniem
 -Rozumiem ,że pytasz o Lilę?-śmiejesz się
 -To pytanie pułapka.-zauważa ze śmiechem- U was obydwu.
 -Masz szczęście.-chichoczesz- Trochę słabo bo twoja córka nie daje mi nic zrobić.
 -Jak się tłucze to moja córka, jak śpi to twój aniołek?
 -Mniej więcej.-śmiejesz się
 -Czyli co złego to moja wina?
 -Ja tego nie powiedziałam.-przeczysz powstrzymując śmiech
 -Dobra nie ważne, mimo ,że masz pakunek z przodu i tak nadal masz w ręku trochę pary.
 -Bardzo śmieszne.-odpowiadasz na co on szczerzy się i całuje cię w policzek
 -Oby tylko nie była uparta jak mama.-szczerzy się
 -I oby nie bardziej niż tatuś.-odpowiadasz mu z uśmiechem
 -Najlepiej jeśli chodzi o charakter żeby wdała się w babcię.
 -Może lepiej w prababcię?
 -Albo dalszą rodzinę.-śmieje się
 -Żarty, żartami, ale najważniejsze żeby była zdrowa.-dodajesz na co on kiwa twierdząco głową na znak zgody.
Zabawa dalej trwa w najlepsze, w zasadzie nawet nie spostrzegacie się kiedy wybija północ i rozpoczyna się dobrze znana wszystkim zabawa oczepinowa. Jak zwykle przy tego typu zabawach jest kupa śmiechu i dobrej zabawy. Tradycyjną konkurencję o złapanie muszki pana młodego wygrywa o dziwo, niezbyt zainteresowany całym przedsięwzięciem i stojący na uboczu Grzesiu Kosok. Ku rozbawieniu całej sali, welon panny młodej wpada w ręce Nowakowskiego ,który nieopodal gorliwie dyskutował z Kurkiem.
 -Loża szyderców, dawać.-zachęcał ich Ignaczak kręcący wszystko swoją niezawodną kamerą.
Tak jak i na waszym weselu niemiłosiernie bawił taniec Ignaczaka i Bartmana, tak tu wszyscy płakali ze śmiechu widząc dzikie pląsy obu środkowych. Po zabawie oczepinowej dalsza część wesela trwała w najlepsze. Pomimo swojego odmiennego stanu pokusiłaś się o odrobinę rozrywki, choć nie było dzikich tańców bez przerwy gdyż waszej córce chyba również udzielił się ten nastrój i szalała w brzuchu mamy jak nigdy. Z całej imprezy zwinęliście się po czwartej, najwytrwalsi dotrwali do godziny siódmej. Nie wyspałaś się za bardzo, choć to stało się zupełną normą. Potrafiłaś przewracać się z boku na bok. Bolało cię dosłownie wszystko ,a do tego Lila upodobała sobie nocną porę na różnego rodzaju harce w brzuchu.
 -Już wyspany?-pytasz
 -Powiedzmy.-odpowiada
 -Znowu nie dała ci spać?-pyta na co ty kiwasz twierdząco głową- Niedobroto jedna, dałabyś się mamie wyspać bo jeszcze przez te dwa miesiące zwariuje przez ciebie, a ja razem z nią.-śmieje się. Mogłabyś patrzeć godzinami jak Michał mówił do twojego brzucha, jak gładził go ręką. Po prostu rozpływałaś się nad tym widokiem i byłaś pewna ,że gdy mała pojawi się na świecie również będziesz mogła dalej to robić. W zasadzie nie mogłaś doczekać się kiedy te dwa miesiące wyczekiwania miną. Nie mogłaś się doczekać by po dziewięciu miesiącach noszenia jej pod sercem wreszcie wziąć ją w ramiona. Nie mogłaś się doczekać aż w końcu powitacie na świecie swoją małą córeczkę.
________________________________________________
Cóż mam powiedzieć, nieuchronnie zmierzamy ku końcowi moje drogie, jednak kiedy on nastąpi, nie zdradzę Wam dokładnie, jednak jak wspominałam, do września będzie "pozamiatane".  Rozdział z serii miłych i przyjemnych myślę ,że zarówno w czytaniu bo w pisaniu był tak :) Kiedy następny? Trudno mi powiedzieć, ale maksymalnie pojawi się on do czwartku :) Pobawiłam się trochę wyglądem, mam nadzieję że odpowiada. No i oczywiście brawa dla tych ,które obstawiały Monikę! ;)
Ściskam, wingspiker.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Epizod XXXVII.

Na trzy dni przed świętowaniem Nowego Roku wróciliście do Rzeszowa obładowani różnego rodzaju jedzeniem ,którym z pewnością moglibyście wykarmić cały pułk wojska. Oczywiście radosną nowiną zamierzaliście się podzielić ze swoimi przyjaciółmi podczas noworocznej zabawy odbywającej się jak co roku w siatkarskim gronie. I już drugi rok z rzędu świętowaliście w skromnych progach libero rzeszowskiego klubu i reprezentacji.
 -Ja dziękuję.-zakrywasz dłonią stojącą szklankę gdy twoja przyjaciółka chce nalać ci twojego ulubionego whisky
 -Żartujesz? To twoje ulubione, a nie wracasz samochodem.
 -Naprawdę, nie chcę.-odpowiadasz
 -Jak chcesz mamy coś mocniejszego.-śmieje się gospodyni
 -Myślę ,że nie skorzystam.-mówisz
 -Michał, co zrobiłeś z żoną?-pyta Iwona
 -Czy zawsze ja muszę być winien?-śmieje się
 -Tak, bo teraz też jesteś.-chichoczesz
 -No ładnie! Chyba ktoś tu sobie zmajstrował małego Kubiaka!-rzuca triumfalnie libero-Trzeba to opić!
Tak jak i wśród waszej rodziny zapanowała przeogromna radość tak wśród waszych znajomych był to absolutny hit wieczoru. Dziewczyny zadawały ci zupełną masę pytań, a także opowiadały o swoich doświadczeniach w czasie ciąży. Pomimo ,że jedne były bardziej, lub mniej optymistyczne nie bałaś się, wręcz przeciwnie. Sylwester jak zwykle w tym towarzystwie należał do jednego z najlepszych. Po nim po kilku dniach błogiego nic nie robienia, a także, jak w przypadku twojego męża, dochodzenia do siebie pora było wrócić do rzeczywistości. Ty raczyłaś się ostatnim tygodniami korporacyjnego życia, a twój małżonek powrócił do treningów. O ile dziewczyny mówiły ,że pierwsze miesiące ciąży były najlepszymi tak ty nie mogłaś się z tym zgodzić. Okropnie znosiłaś te miesiące. Niemal cały czas cię mdliło, dniami potrafiłaś chodzić wściekła jak osa i nawrzeszczeć na swojego biednego męża za byle co. Hormony buzowały w tobie niemiłosiernie przez co najczęściej obrywało się właśnie szatynowi ,który i tak cierpliwie znosił to wszystko.
 -Błagam cię, nie wygłupiaj się, przeziębisz się.-próbował nakłonić cię do powrotu do samochodu
 -Nie, spieprzaj.-odfuknęłaś
 -Zuzia no!
 -Spieprzaj.-odpowiadasz na co za chwilę widzisz jak jego samochód znika za skrzyżowaniem-A jedź sobie.-odpowiadasz sama do siebie i dalej idziesz w bliżej nieznanym kierunku. Jak na domiar złego zaczął padać deszcz.
 -Czy ty do cholery musisz być aż tak uparta?-słyszysz po dłuższej chwili jego pytanie w swoim pobliżu jednak nie zamierzasz się zatrzymywać. Czyni to dopiero on łapiąc cię za rękę i przyciągając do siebie.
 -Przeziębisz się uparciuchu, a wiesz ,że nie możesz.-mówi ze spokojem jednak widząc twoją minę przytula cię -Przecież wiesz ,że Bartman żartował.
 -Wiem, że Bartman jest kretynem i nie wiem dlaczego się z nim przyjaźnisz.
 -Bo ktoś musi temu kretynowi pomóc w życiu.-śmieje się-No już nie gniewaj się.
 -Następnym razem powiedz swojemu kochanemu przyjacielowi ,że jeszcze raz coś takiego powie, a dostanie w twarz i to porządnie.-mówisz na co on wybucha cichym śmiechem.
 -Przepraszam.-mówisz gdy jesteście już w domu i popijacie ciepłą herbatę
 -Za co?
 -Za to ,że jestem taka okropna.-mówisz-Nie wiem co we mnie wstąpiło.
 -W ciąży to chyba normalne, wolę już żebyś mnie ochrzaniała za niepozmywany talerz niż żebyś mnie ganiała w środku nocy do sklepu.-śmieje się- Chłopaki podzielili się wrażeniami.-dopowiada gdy spoglądasz na niego pytająco
 -Masz jeszcze całe pięć miesięcy żeby pobiegać.-chichoczesz
 -Błagam cię, już chyba wolę żebyś krzyczała.
 -Współczuję wam ,że musicie to wszystko znosić.
 -I vice versa.-odpowiada szczerząc się.
Jak dotychczas twój ciążowy brzuszek był niemal niewidoczny, tak samo jak dodatkowe kilogramy tak w czwartym miesiącu już zaczynałaś dostrzegać zmiany. Widoczny był już zarys brzuszka, a także przybyło ci kilka kilo, a co gorsze, z ogromnym trudem dopięłaś ulubione spodnie.
 -Michał, idziesz czy nie?-pytasz stojąc w przedpokoju oczekując na szatyna
 -Już.. Co się dzieje?-pyta zupełnie zaniepokojony
 -Nic.-odpowiadasz po czym bierzesz jego dłoń i przykładasz do swojego brzucha. Widzisz pojawiający się uśmiech na jego twarzy. Po jego minie widziałaś ,że był okropnie podekscytowany wspólną wizytą u lekarza, a także tym ,że dzisiaj mieliście poznać płeć waszego dziecka. Widziałaś z jakim przejęciem na twarzy bacznie obserwował poczynania pani doktor nieprzerwanie trzymając cię za rękę.
 -Z dzieckiem wszystko w jak najlepszym porządku.-mówi po dłuższej chwili ciszy- Jednak chyba dla taty mam złe wieści, bo będziecie mieć córkę.-śmieje się pani doktor
 -Jakoś przeżyję dwie baby w domy.-śmieje się
 -Nie ma innego wyjścia.-dodaje doktorka po czym pokazuje wam waszą kruszynkę na badaniu w technologii 3d. Po kilku minutach wychodzicie z gabinetu lekarskiego ,a także opuszczacie przychodnię.
 -Jak ty wytrzymasz z dwoma babami w domu, jeszcze jak będzie taka wredna jak mama?-śmiejesz się
 -Nie mam zielonego pojęcia.
 -Pewnie zawiedziony ,że nie syn?-pytasz
 -Może troszeczkę.-odpowiada- Następny będzie syn.
 -Chyba jak sam sobie go urodzisz.-śmiejesz się.
Następne dni mijają w zupełnym spokoju. Poprawiło się nawet twoje samopoczucie, nie miała już ochoty zwracać, jednak ku rozpaczy szatyna miewałaś okropne zachcianki. Potrafiłaś zjeść ogórki kiszone i popić je mlekiem, a także inaczej zestawiać zupełnie nie pasujące do siebie potrawy pod względem smakowym co niemiłosiernie bawiło Michała. Wciąż jednak miałaś swoje humorki i gorsze dni co znosił dość cierpliwie. Ty z pewnością na jego miejscu nie miałabyś aż tyle cierpliwości.
 -Niech zgadnę, przytyłaś albo nie mieścisz się w swoją ulubioną sukienkę?-pyta rozbawiony widząc twoją minę
 -Bardzo zabawne.-odpowiadasz ironicznie- Jak tak dalej pójdzie będę zrzucać dodatkowe kilogramy po ciąży dziesięć lat.
 -To chyba normalne ,że w ciąży się tyje.-chichocze
 -Ale aż tyle? Następne sam sobie urodzisz.-śmiejesz się po czym siadasz koło swojego małżonka i opierasz głowę o jego ramię
 -Marudzisz.
 -Przyzwyczajaj się do tego.-odpowiadasz
 -Mając w drużynie Bartmana do marudzenia jestem przyzwyczajony.-śmieje się.
Następne cztery tygodnie minęły w zawrotnym tempie. Był to też twoje ostatnie tygodnie spędzone w pracy. Nie zauważyłaś w zasadzie kiedy one właściwie minęły. Przez pierwsze kilka dni nie mogłaś sobie znaleźć miejsca w domu. Szwendałaś się z kąta w kąt próbując znaleźć sobie jakieś czasochłonne zajęcie. Po tych kilku dniach wasz dom lśnił niesamowitą czystością, przeczytałaś chyba wszystkie możliwe książki ,a także obejrzałaś wszelakie filmy. Przeczytałaś też chyba większość poradników dla przyszłych mam.
 -Jak tam grubasku?-wita cię tym pytaniem Ola kiedy wylegujesz się na salonowej kanapie czytając kolejny poradnik
 -Ja ci dam grubaska.-śmiejesz się- Jakoś się toczę, nie widać?
 -A dasz radę dotoczyć się ze mną do paru salonów?-pyta
 -Pytanie!-odpowiadasz ze śmiechem.
Po drodze zgarnęłyście równie podekscytowaną Polę i wybrałyście się na wspólne polowanie na suknię dla przyszłej pani Bartman. Poszło wam o wiele sprawniej aniżeli w twoim przypadku bo już po wejściu do trzeciego sklepu. Po jakże udanych łowach wybrałyście się na mały spacer po rzeszowskiej galerii. Tradycyjnie już nie opuściłyście jej z gołymi rękoma. W wasze ręce wpadło kilka ubrań z zimowych przecen.
 -Wybraliście już imię?-pyta Ola kiedy sączycie gorącą herbatę
 -Nie, chyba jeszcze za wcześnie.-odpowiadasz
 -Tylko błagam was, nie nazwijcie jej Stefania albo coś w tym stylu.
 -Nie zamierzam aż tak skrzywdzić własnego dziecka.-śmiejesz się
 -Mamy nadzieję ,że nie.-wtrąca Pola
 -A co u twojego nowego ukochanego?-zmienia temat ta druga-Wyjawisz nam w końcu kim on jest?
 -Wszystko w porządku.-wzrusza ramionami- To nic poważnego.
 -Proszę cię, ja nawet nie byłam jeszcze z Michałem, a już o tym wiedziałyście.-śmiejesz się
 -Bo to akurat było oczywiste, nawet bardzo.-odpowiada
 -Nie chcesz to nie mów, ale masz go zabrać na wesele.-dodaje Ola.
 -Muszę?-krzywi się
 -A co, jest taki brzydki ,że nie chcesz go nikomu pokazać?-chichocze
 -Sądzisz ,że ja byłabym z kimś brzydkim?-ironizuje po czym wybucha śmiechem
 -To nie wiem dlaczego się tak z nim ukrywasz.-wtrącasz
 -Po prostu, nie chcę zapeszyć.-wzrusza ramionami.
Nie naciskałyście jej już z powodów sercowego wybranka jednak obydwie zachodziłyście w głowę kim musi on być ,że nie chciała wyjawić nawet czym się zajmuje. Oczywiście nie bardzo przekonywały cię jej argumenty kiedy mówiła ,że nie chce zapeszać bo to nie było w jej stylu. Choć ciekawość zżerała cię okropnie starałaś się cierpliwie poczekać do wesela Oli na które obiecał go przyprowadzić. Jej tajemniczość budziła jednak podejrzenia wśród całej waszej czwórki.
 -A może jest jakimś tajniakiem?-zastanawiał się Bartman
 -Od razu płatnym mordercą.-dodaje Kubiak
 -No to kim może być skoro nic nie mówi?
 -Dowiemy się za jakieś dwa miesiące.-odpowiadasz
 -Serio, wcale cię to nie ciekawi?
 -Owszem, umieram z ciekawości kim on może być, ale przecież nie będę jej śledzić.-wzrusza ramionami
 -Żebyśmy się jeszcze nie zdziwili i nie okazał się jakimś naszym znajomym.-śmieje się Ola
 -Znając Polę myślę ,że wszystko jest możliwe.-odpowiadasz.
Spędzacie miły wieczór we czwórkę. Głównym tematem jest zbliżający się wielkimi krokami wielki dzień tej dwójki, a także waszej pociechy mającej przyjść na świat za kilka miesięcy.
 -Z takim wujkiem nie zginie.
 -Właśnie tego się obawiam.-śmiejesz się
 -No proszę cię, będzie najbardziej rozpieszczonym przez wujka dzieckiem świata.-śmieje się atakujący
 -Trzymam cię za słowo. Założę się ,że będzie pierwszym który będzie uciekał jak zacznie płakać.-śmieje się szatyn
 -Będę zwiewał zaraz po tobie.-szczerzy się
 -Żebyś się nie zdziwił.
 -A co, zakładzik?-pyta uradowany Bartman
 -Jak dzieci.-kręcisz głową
 -Trochę wyrośnięte, ale dzieci.-dodaje Ola ze śmiechem.
Przyszli państwo Bartman opuścili wasze lokum dopiero grubo po dwudziestej drugiej i dość niechętnie. Pomimo ,że na początku twojej znajomości z tą dwójką obydwoje może nie od razu przypadli ci do gustu, tak teraz wiedziałaś ,że pomimo wszystko możesz na nich liczyć. Cieszyłaś się ,że miałaś na kogo liczyć w trudnych chwilach, cieszyłaś się ,że nie musisz w dzień w dzień dusić się zamknięta w czterech ścianach. Wszyscy starali się ci jakoś uatrakcyjnić czas i niemal bez przerwy ktoś u was przesiadywał czego momentami miałaś nawet serdecznie dość. Dni dzięki temu mijały niesamowicie szybko ,a tobie przybywało tego kochanego ciężaru z przodu. Czas leciał na tyle szybko ,że zostało już tylko kilka tygodni do wielkiego dnia jednej z twoich przyjaciółek. W związku z tym postanowiłaś wybrać się wraz z Polą z której wciąż nie udało wam się wyciągnąć kim jest jej ukochany na zakupy. Pomimo tego ,że uwielbiałaś chodzić na zakupy już po godzinie miałaś serdecznie dość. Twoje nogi odmawiały posłuszeństwa, a kruszynka w brzuchu dawała wyjątkowo o sobie znać.
 -Chodź, jeszcze jeden sklep, obiecuję.
 -Idź sama, ja poczekam tutaj.-odpowiadasz
 -Jak chcesz.-wzrusza ramionami po czym znika w czeluściach jednego ze sklepów. Siedzisz na ławeczce przed sklepem cierpliwie czekając na przyjaciółkę i wystukując palcami bliżej nieznany rytm.
 -Cześć grubasie.-widzisz przed sobą bruneta z ogromną reklamówką w dłoni
 -Cześć złośliwcu.-odpowiadasz- Widzę w swoim żywiole?
 -Oczywiście ,że tak.-śmieje się- Gdzieś tu był jeszcze twój ukochany mąż, ale gdzieś mi zaginął.
 -Wcale mu się nie dziwie, zakupy z tobą są z pewnością nie lepsze niż z twoją przyszłą żoną.-chichoczesz
 -Jest zguba!-wypala widząc zmierzającego w waszym kierunku Kubiaka
 -Ostatni raz z tobą jestem na zakupach.-fuczy siadając tuż obok ciebie
 -Nie ma sprawy, następnym razem zabiorę swoją żonę.-szczerzy się.
Za chwilę ze sklepu jak na skrzydłach wypada Pola i próbuje usilnie zagonić cię do jego środka. Nie bardzo wiedząc o co jej chodzi idziesz tuż za nią. Już masz ją zbesztać za to ,że przyciągnęła cię na dział dziecięcy gdy nagle dostrzegasz dobrze znajomą twarz w dość odmiennym stanie aniżeli widziałaś ją ostatnim razem.
_________________________________________________
Przepraszam za to ,że nie dodałam, ale nie byłam w stanie, w ten weekend skumulowały mi się dwie imprezy i po spaniu pięciu godzin ciężko było myśleć, a do domu wróciłam w niedzielę wieczorem.  Dzisiaj nie napiszę nic sensownego od siebie, obowiązki wzywają!
Pozdrawiam, wingspiker.
ask/twitter/Nieulotni

środa, 21 sierpnia 2013

Epizod XXXVI.

Kiedy wracasz popołudniem do tego samego miejsca zastajesz tam swojego fizjoterapeutę. Nie kryje zdziwienia twoją osobą, jednak niemal od razu zajmuje się twoją kontuzjowaną nogą.
 -On tu znowu pracuje?
 -Bartek? Niestety, przyjęli go na okres próbny, ale więcej z niego szkody niż pożytku.-wzdycha.
Jak się okazało nie tylko tobie sprawiał problemy. Znalazło się jeszcze parę osób będących tego samego zdania co ty na jego temat, a także twój fizjoterapeuta nie darzył go większą sympatią, z resztą osoby takiej jak nie dało się lubić.
 -Co gorsze Andrzej przeżywa bo ten nierób ma się żenić z jego córką.
 -Żenić?-dziwisz się ledwo powstrzymując śmiech- Para idealna.
 -Może i tak, ale takiego zięcia mu nie zazdroszczę, wolę już swojego księgowego.-śmieje się.
Kilka godzin spędzonych w ośrodku minęło ci szybko i dość przyjemnie. Tradycyjnie w drodze powrotnej wstąpiłaś na zakupy, a wieczorem odwiedziła cię Pola chwaląc się swoim nowym ukochanym. Dni mijały, za oknem z dnia na dzień można było dostrzec co raz więcej białego puchu, a wraz z rozpoczęciem miesiąca grudnia zbliżającą się atmosferę świąt. Wraz z jego początkiem do kraju powrócili siatkarze, którzy w pucharze świata zajęli wysokie, drugie miejsce premiowane olimpijską kwalifikacją, ulegli jedynie tak jak i na mistrzostwach Europy -Rosjanom. Tradycyjnie już nie pchałaś się w dziki tłum wielce uradowanych kibiców. Stałaś z boku bacznie obserwując wydarzenia. Lotnisko pękało wręcz w szwach od kibiców. Mimo tego ,że stałaś nieco na uboczu obawiałaś się stratowania przez ten dziki tłum. Nie widziałaś za wiele, jednak po reakcji tłumu śmiało mogłaś stwierdzić ,że chłopaki są już na płycie lotniska. Spośród tego tłumu dostrzegałaś tylko czubek głowy kapitana reprezentacji. Czekałaś cierpliwi aż ogromny tłum choć trochę się przerzedzi, jednak po pół godziny dalej było dość tłoczno. Znudzona całą tą sytuacją wyszłaś przed budynek lotniska i siadałaś na ławce z nadzieją ,że jeszcze dzisiaj opuścisz Warszawę. Siedziałaś na ławce, a zimne, grudniowe powietrze przyjemnie drażniło twoją skórę.
 -Przeziębisz się.-słyszysz dobrze znany zachrypnięty głos
 -Dłużej się nie dało?-pytasz
 -Trzeba było poczekać w środku, założę się ,że tam byłoby cieplej.-uśmiecha się
 -Może i cieplej, ale wolałam nie zostać stratowana przez twoje fanki.-śmiejesz się po czym tulisz się do niego-Gratulacje Misiu.
Jako ,że temperatura na dworze sięgała blisko minus pięciu stopniu swoją rozmowę kontynuowaliście w drodze do domu. Miałaś okazję wysłuchać wszelakich historii i przygód olbrzymów w kraju kwitnącej wiśni, a tych było co nie miara. Jak zwykle przy słuchaniu ich miałaś łzy ze śmiechu w oczach. Kilka najbliższych dni minęło wam nadzwyczaj spokojnie. Szatyn korzystając z kilku dni wolnego odsypiał całą wyprawę, a ty zajmowałaś się już tradycyjnie pracą. Tradycyjnie na dziewiątą gnałaś do pracy, popołudniami robiłaś drobne zakupy i wracałaś do domu i spędzałaś czas ze swoim ukochanym. Uwielbiałaś wracać styrana po pracy do domu i przyglądać się zazwyczaj pogrążonemu we śnie szatynowi, rozwalonemu na salonowej kanapie. Z dziką rozkoszą przyglądałaś mu się popijając gorącą herbatę.
 -Dobry.-wymruczał leniwie się przeciągając
 -Zamierzasz teraz wszystkie wolne dni przespać?-pytasz nie podnosząc wzroku znad lektury
 -W zasadzie to.. czemu nie.
 -Leń.-śmiejesz się
 -Oj kochanie, od czasu do czasu nie zaszkodzi.
Dni mijały w zastraszająco szybkim tempie. Z trzeciego grudnia nagle zrobił się dziesiąty, a z małych przymrozków ogromna zawieja i wielkie mrozy. Jak to zwykle bywało o tej porze roku przyplątało ci się drobne przeziębienie ,którego nijak nie potrafiłaś wygnać.
 -Może powinnaś pójść do lekarza?-spytał słysząc twoje pociąganie nosem
 -Przejdzie mi, to tylko przeziębienie.
 -Żeby z przeziębienie nie zrobiło ci się jakieś zapalenie płuc. Idź do lekarza uparciuchu.-ciągnął
 -No dobra, już pójdę.-skapitulowałaś i jeszcze tego samego dnia udałaś się do lekarza, który zlecił ci gruntowną serię badań. Po ich odbiór miałaś zgłosić się przed świętami, a na ten czas dostałaś zwolnienie i całą reklamówkę lekarstw. Jakąś większą poprawę czułaś dopiero po kilku dniach, jednak cały czas byłaś osłabiona i zupełnie nie miałaś siły by myśleć o zbliżających się świętach.
 -W tym roku ,którą rodzinkę odwiedzamy na święta? Bo myślę ,że oddzielne święta mamy już za sobą.-śmieje się
 -W zasadzie to mnie jest wszystko jedno.-wzruszasz ramionami pociągając przy tym nosem
 -Robimy losy czy która pierwsza zadzwoni?
 -Myślę ,że ta druga opcja będzie lepsza.-śmiejesz się po czym on podaje ci kubek z gorącą herbatą. Opierasz głowę o jego ramię, a on delikatnie swoją dłonią gładzi twoją dłoń. Zdecydowanie uwielbiałaś takie wieczory. Uwielbiałaś wieczory kiedy byliście tylko i we dwoje. Kiedy mieliście siebie na wyłączność. Kolejne dni mijały ,a ty czułaś się o niebo lepiej. Wróciłaś do normalnego funkcjonowania po tym przymusowym urlopie. Czułaś się na tyle dobrze ,że w zasadzie zapomniałaś o zgłoszeniu się do kontroli i po wyniki badań. Nie dość ,że miałaś urwanie głowy w pracy to musiałaś kupić prezenty bliskim przed zbliżającymi się wielkimi krokami świętami. Dopiero na kilka dni przed wyjazdem na święta w rodzinne strony znalazłaś chwilę czasu by pójść do lekarza.
 -Jak pani samopoczucie?
 -W porządku, chociaż czuję się dalej trochę słabo.-odpowiadasz
 -Ma pani jakieś zawroty głowy, bóle brzucha lub tym podobne?-pyta na co ty przeczysz kręcąc głową
 -Czemu pan pyta?-dziwisz się
 -Jeden wskaźnik w badaniach mnie niepokoi, choć to nie jest nic złego.-uśmiecha się- Proszę się udać pod ten numer gabinetu dobrze?
Nie bardzo wiedząc o co chodzi z wynikami niewiele myśląc przejęłaś je od lekarza i udałaś się pod wskazany numer gabinetu. Kiedy zobaczyłaś kilka siedzących kobieta już wiedziałaś do jakiego specjalisty cię wysłał. Po kilku minutach oczekiwania zostałaś poproszone do środka. Twoim oczom ukazała się kobieta, pewnie po czterdziestce z burzą rudych włosów.
 -Pani... Kubiak, tak?-pyta na co kiwasz twierdząco głową- Doktor Jasina panią ty wysłał z wynikami, prawda? I z pewnością nie wie pani o co chodzi?
 -Właśnie nie bardzo.-odpowiadasz po czym podajesz jej wyniki
 -Zrobimy jeszcze badanie i przekonamy się czy aby na pewno jego przypuszczenia się potwierdzą. Zapraszam na fotel.
Rozsiadłaś się wygodnie na fotelu i podniosłaś górę swetra do góry. Pani doktor po chwili zaczęła wodzić po twoim brzuchu głowicą, gorliwie wpatrując się w ekran na którym ty nie potrafiłaś za wiele dostrzec, w zasadzie to niczego tam nie widziałaś. Po kilku minutach głuchej ciszy głos zabrała lekarka.
 -Tak jak myśleliśmy.-odparła nagle- Gratuluje, to koniec drugiego miesiąca.
 -Słucham?-pytasz zupełnie zdziwiona
 -Naprawdę nie miała pani żadnych objawów?
 -Nie, skąd, w życiu nie pomyślałabym, że mogę być w ciąży.-odpowiadasz zdumiona.
Przez następne dwadzieścia minut pani doktor dokładnie wprowadza cię we wszystko co powinnaś wiedzieć, a także przypisuje potrzebne w tym okresie ciąży witaminy. Kiedy opuszczasz jej gabinet dalej jesteś w niemałym szoku. Mimo to mimowolnie uśmiechasz się dotykając swojego brzucha. Nie chcesz jednak od razu dzielić się tą nowiną z całym światem. Decydujesz się poczekać z tym aż do świąt.
 -Dobrze się czujesz?-pyta niebieskooki kiedy siedzicie na kanapie, a ty po obiedzie masz ochotę bynajmniej zwrócić jego całą zawartość
 -Nie wiem, chyba coś mi zaszkodziło. To pewnie ta sałatka Poli.-śmiejesz się próbując go zbyć
 -Skoro tak twierdzisz.-wzrusza ramionami.
Nazajutrz dopakowujecie resztę rzeczy po czym udajecie się w podróż do Bydgoszczy. Blisko ośmiogodzinna podróż do twojego rodzinnego miasta mija dość szybko, bo w zasadzie niemal całą przesypiasz. Kiedy docieracie na miejsce, zastajecie uwijające się w kuchni niemal wszystkie panie. Chcąc nie chcąc także przyłączasz się do pomocy im. Dopiero wieczorem po zakończonych robotach możecie chwilę porozmawiać.
 -Chyba małżeństwo ci służy bo wyglądasz kwitnąco.-rzuca twoja matka chrzestna
 -Po prostu Michał dobrze ją karmi.-śmieje się twoja mama
 -Nie planujecie na razie powiększenia rodziny?-pyta
 -Chyba na razie nie.-odpowiadasz ledwo tłumiąc śmiech. Mimo to temat, powiększania rodziny i dzieci towarzyszy wam przez resztę wieczoru bo jedna z twoich kuzynek za miesiąc zostanie matką przez co większość pań w twojej rodzinie niemal popada w zachwyt. Jednak wieczór twojej kuzynce skrada twój brat ze swoją żoną ogłaszając ,że za pięć miesięcy zostaną rodzicami.
 -W rodzinie bayby-boom widzę.-śmieje się szatyn gdy leżycie już w łóżku
 -Chociaż mają o czym rozmawiać.
 -A my?-pyta nagle
 -Co my?-mrużysz oczy
 -Może i my się powinniśmy zarazić?-porusza zabawnie brwiami przyprawiając cię o śmiech
 -To fakt, młodsi już nie będziemy, więc chyba pora.-odpowiadasz choć niemiłosiernie korci cię by ujawnić swojemu małżonkowi ,że i was za kilka miesięcy czeka niemałą rewolucja w życiu.
 -I na taką odpowiedź czekałem.-szczerzy się po czym całuje cię namiętnie w usta.
Kiedy nazajutrz otwierasz oczy już możesz usłyszeć odgłosy krzątaniny na dole. Niechętnie podnosisz się z łóżka i wędrujesz do łazienki. Wyglądasz jak co najmniej siedem nieszczęść. Jesteś zupełnie blada, masz lekko podkrążone oczy, a każdy kosmyk włosów sterczy w inną stronę, a do tego masz nieodpartą ochotę zwrócić zawartość wczorajszej kolacji. Właśnie w tym momencie dostrzegłaś objawy o jakich uprzedzała cię pani doktor. Po doprowadzeniu włosów do względnego ładu i związaniu ich w koka, zmienieniu piżamy na sweter i leginsy schodzisz na dół. Niemal momentalnie cię cofa na sam zapach pyszności przygotowywanych w kuchni. Mimo to wmuszasz w siebie kilka kęsów kanapki i łyk herbaty. Twoje złe samopoczucie musiała zauważyć twoja mama ,która zaczęła ci się gorliwie przyglądać. Nie zaprzestała swoich obserwacji także gdy na dole zjawił się twój małżonek i zostaliście wynajęci do przyozdobienia choinki piernikami jednej z ciotek ,a także do przygotowania stołu.
 -Zuziek, wszystko okej?-szturcha cię szatyn gdy kończycie dekorować drzewko na co ty kiwasz twierdząco głową próbując go zbyć. Dalsze zbywanie okazało się wyższą szkołą jazdy jednak udało ci się uśpić wszelkie jego podejrzenia. Pomimo odruchów wymiotnych jakimś cudem wytrzymałaś w kuchni pomagając przy potrawach. Po siedemnastej tak jak i reszta kucharek zmyłaś się na górę by zmienić ubranie na coś bardziej odpowiedniego. Po osiemnastej zasiedliście do wieczerzy. Ta standardowo rozpoczęła się od przeczytania fragmentu z pisma świętego, wspólnej modlitwie ,a także dzieleniu się opłatkiem. Oczywiście nie obyło się bez tego by wszyscy prócz dalszych sukcesów i szczęścia z Michałem, życzyli wam powiększenia rodziny. Wyjątkowo tego roku nie zjadłaś za wiele podczas tego wieczoru, najzwyczajniej w świecie robiło ci się niedobrze na widok czegokolwiek. Mimo to, aby nie wzbudzać podejrzeń spróbowałaś choć odrobinę niemal każdej potrawy. Jak co roku młodsza część rodziny pognała pod choinkę po swoje prezenty, a także starsi wymienili się upominkami. Widząc liczne ubranka dla maleństwa jakie dostała twoja kuzynka, aż sama nie mogłaś doczekać się aż będziesz mogła kupić waszej kruszynce. Korzystając z chwili zamieszania zniknęłaś na chwilę w kuchni biorąc coś aby uporać się z mdłościami.
 -Zuza, co jest?-pyta szatyn pojawiając się nagle tuż koło ciebie
 -Mam dla ciebie prezent.-uśmiechasz się
 -Prezent?-mruży oczy- Nie mieliśmy się wymienić dopiero w domu?
 -Tak, ale ten raczej nie może poczekać.-odpowiadasz
 -No weź, bo mi głupio ,że nic dla ciebie nie mam.
 -Ale ja nic nie kupowałam.-dodajesz- W zasadzie jesteś jego współautorem.
 -Ja?-dziwi się po czym podajesz mu małe pudełeczko- To raczej nie pozew rozwodowy?
 -Żartujesz?-śmiejesz się
 -Pewnie klucze do samochodu z informacją ,że z niego nie zostało już nic.-śmieje się
 -Boże Kubiak, otwórz, nie gadaj już tyle!-niecierpliwisz się. Nie musisz mu powtarzać dwa razy. Niemal natychmiast otwiera pakunek, a ty po chwili widzisz szeroki uśmiech na jego twarzy.
 -Naprawdę?-pyta zupełnie uradowany na co ty kiwasz twierdząco głową i przytula cię- To rzeczywiście jestem współautorem prezentu.-śmieje się w charakterystycznym dla siebie sposobem. Był tak uradowany ,że szczęście wręcz emitowało od niego. Już dawno nie widziałaś go takiego całego w skowronkach, nawet po ostatnim pucharze świata nie był tak szczęśliwy.
 -A wam co tak wesoło?-pyta twój brat podejrzliwie spoglądając na waszą dwójkę
 -Wiedziałam!-nagle rzuca twoja mama- To to o czym myślę?
 -Zależy o czym myślisz mamo.-śmiejesz się- Jeśli o tym ,że w tym roku zostaniesz podwójną babcią to tak, masz rację.
 -No już myślałam ,że się nie doczekam.-śmieje się twoja matka, po czym dostajecie cały tabun gratulacji i wysłuchujecie dalszych zachwytów, zwłaszcza wśród pań.  Mimo wszystko, całkiem przyjemnie wysłuchiwało ci się ich rozmów na ten temat. Takie święta w zupełności uwielbiasz. Całą rodzinę śpiewającą kolędy przy akompaniamencie wujka świetnie poczynającego sobie na gitarze. Całą tą wspaniałą świąteczną atmosferę. Tak jak rok temu nie mogłaś doczekać się by spędzić wreszcie święta z Michałem, tak w tym roku nie możesz się doczekać aż spędzicie święta we troje. Z gorliwie dyskutującego towarzystwa wymykasz się, a w zasadzie wymykacie się grubo po dwudziestej drugiej.
 -Wiesz ,że nie mogę się teraz doczekać?-pyta bawiąc się kosmykiem twoich niesfornych włosów
 -Nie tylko ty.-odpowiadasz z uśmiechem- Ale jeszcze chwilę zejdzie. Trochę pewnie, a nawet bardzo mi się przytyje, także korzystaj z tego ,że jeszcze możesz mnie objąć.-śmiejesz się.
Pierwszy dzień świąt spędzacie również w Bydgoszczy, jednak drugiego dnia wybieracie się do rodziny twojego ukochanego. Tu także wybuchła istna euforia na wieść o nowym członku rodziny w drodze. Z resztą wam także się ona udzieliła. Choć może nie do końca planowaliście ten jakże szczęśliwy moment w tej właśnie chwili, jednak nic nie było wstanie przeszkodzić wam w celebrowaniu tej wspaniałej chwili.
_________________________________________
Może nie jest to jakiś wybitny rozdział, bo nie oszukujmy zdarzały się lepsze, ale myślę ,że pewnie jesteście zadowolone z faktu powiększenia rodziny przez dwójkę naszych bohaterów :) Dzisiaj nie będę pisać niż dłuższego do siebie ponieważ zakwasy nie dają mi żyć i ledwo chodzę czyt. czołgam.  
Kiedy następny?
 Wypadałoby w piątek,chociaż wyjeżdżam postaram się go w ten dzień dodać, jeśli nie to dzień później, nie martwcie się ;)
Ściskam, wingspiker.
ask/twitter/Nieulotni

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Epizod XXXV.

Choć jego słowa nie dawały ci spokoju w spokoju po wykonaniu wyznaczonego przez siebie dystansu wracasz do ośrodka mijając na dole Bartmana z Olą. Bierzesz szybki prysznic i przebierasz się w wygodne dresy. Odwiedzasz trenera odbierając swój indywidualny plan przygotowań i powoli wracasz do pokoju.
 -Pani Kubiak, jak ja panią dawno widziałem.-szczerzy się szatyn
 -Ja pana panie Kubiak też okropnie dawno widziałam.-uśmiechasz się
 -Może dała by się pani namówić na mały spacer?
 -Z ogromną przyjemnością.-odpowiadasz.
Dopiero po dwudziestej drugiej wracasz do swojego pokoju w którym już smacznie drzemie twoja przyjaciółka. Jak co ranka udajecie się na stołówkę na śniadanie, a tuż po nim na pierwszy trening. Po nim tradycyjnie powtórnie odwiedzacie spalską stołówkę tym razem na obiad. Po nim rozchodzicie się wraz z Olą do wyznaczonych przez trenera zajęć. Twoja przyjaciółka udaje się na basen, a ty na bieżnię. Po przebiegnięciu wyznaczonej ilości kółek niemal duszkiem wypijasz całą butelkę wody i powoli wracasz zupełnie wykończona do pokoju. Bierzesz prysznic i przebierasz się. Schodzisz samotnie na stołówkę na której zastajesz już pałaszującą kolację Olę, która wybitnie nie jest rozmowna. Po kolacji twoja współlokatorka wymknęła się gdzieś z pokoju zostawiając cię zdaną na łaskę romansideł. Jednak nie długo trwał twój spokój bo mniej więcej już po pół godziny ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
 -Nie powinieneś być na treningu?-mrużysz oczy widząc swojego ukochanego
 -Nie bo go nie mamy.-szczerzy się- Strzelam ,że nie jesteś zajęta.
 -W zasadzie to nie.
 -W takim razie cię porywam i bez sprzeciwów.-uśmiecha się.
Nie zamierzałaś nawet się sprzeciwiać bo perspektywa spędzenia wieczoru z Michałem wydawała ci się o wiele ciekawsza od oglądania filmów. Jednak zauważyłaś coś dziwnego w jego zachowaniu. Wydawał się być jakiś tajemniczy i powściągliwy w swoich odpowiedziach.
 -Gdzie my jesteśmy?-pytasz gdy dookoła siebie widzisz zupełną ciemność, a czujesz jedynie jego dłoń na swojej
 -Wiesz jaki dzisiaj jest dzień?
 -Czwartek.-odpowiadasz
 -Którego?-pyta
 -Siódmego... No nie wierzę.-zaczynasz się śmiać
 -Tak myślałem ,że zapomnisz.-słyszysz jego głos ,a w tle czyjś chichot by po chwili ujrzeć oświetlone pomieszczenie w którym aż roiło się od znajomych twarzy. Nie mogłaś uwierzyć ,że zapomniałaś o własnych urodzinach. Nie mogłaś uwierzyć ,że nie byłaś się w stanie domyślić co się święci. Mimo wszystko była to zupełnie przyjemna niespodzianka. Miałaś okazję trochę oderwać się od rzeczywistości, choć trochę się rozerwać. Całe towarzystwo, razem z tobą rozeszło się po dwudziestej trzeciej. Nie marzyłaś o niczym innym jak położeniu się do łóżka po całym dniu wrażeń. Kiedy weszłaś do pokoju poczułaś ulgę, jednak nie na długo bo dostrzegłaś w nim Olę ze swoim ukochanym bynajmniej nie rozmawiających. Wyszłaś z pokoju i nie bardzo wiedziałaś co masz ze sobą zrobić. Na myśl przyszło ci odwiedzenie pana z pokoju numer trzysta dwanaście.
 -Czyżby solenizantka już stęskniła się za swoim ukochanym mężem?-uśmiecha się widząc cię w progu
 -Powiedzmy.-odpowiadasz ze śmiechem- Dostałam eksmisję z własnego pokoju.
 -Czyli mam rozumieć chrapanie Bartmana tej nocy mam z głowy?
 -Na to wygląda.-śmiejesz się-A tak w ogóle ubrałbyś się.-dźgasz go w żebra
 -Udawaj ,że ci to przeszkadza i tak nie uwierzę.-śmieje się po czym zaprasza cię do środka. Nie wyglądał na zmartwionego z powodu braku swojego współlokatora, wręcz przeciwnie. Wyglądał na bardzo zadowolonego z twojego towarzystwa. Z resztą ty również byłaś w siódmym niebie siedząc przytulona do swojego małżonka. Uwielbiałaś sposób w jaki na ciebie patrzył. Uwielbiałaś jak bawił się kosmykami twoich włosów. Uwielbiałaś po protu jego towarzystwo i nie zamieniłabyś go na nic innego. Pomimo ciągłych rozjazdów i rozłąk to akurat był ogromny plus waszej pracy. Mogliście się choć czasem widywać w trakcie zgrupowań znajdując to minimum czasu co wieczór. Jednak nic nie trwa wiecznie. Po pięciu dniach siatkarze opuścili Spałę. Wy także po dwóch tygodniach opuściliście ośrodek. Nadszedł ten okres w roku ,którego nie lubiłaś najbardziej. Cały czas się praktycznie mijaliście, kiedy ty wracałaś do domu, on wyjeżdżał i na odwrót. Teoretycznie dopiero w sierpniu widzieliście się przez dłuższą chwilę, jeśli tak można nazwać całe siedem dni wolnego. Potem szatyn znów wrócił na zgrupowanie poprzedzające mistrzostwa Europy mające odbyć się we Włoszech i Bułgarii. Kiedy chłopaki wyśmienicie radzili sobie podczas europejskiego czempionatu ty wylewałaś siódme poty przed pucharem Europy. Tak jak i w poprzednich edycjach dotarli do samego finału. W tym po ogromnym widowisku i niezwykle zaciętym meczu musieli uznać znakomicie dysponowanych Rosjan ,których pokonali między innymi rok temu podczas mistrzostw świata. Kiedy chłopaki wracali ze srebrem i kwalifikacją do pucharu świata do domu ty wyjeżdżałaś na ostatnie zgrupowanie przed turniejem do Łodzi. Z pewnością to zgrupowanie nie różniłoby się od wszystkich innych gdyby nie jeden, jedyny szczegół. Wasz trener uwielbiał w wasze standardowe przygotowania wplatać różnorodne sporty. Tym razem wybrał zajęcia z koszykówki. Gdy wydawało ci się ,że Monika wreszcie wyrosła z rywalizacji z tobą o miano najlepszej myliłaś się. Starała się pokazać swoją wielkość, nawet będąc w jednej drużynie z tobą. Oczywiście nie cofnęła się przed niczym by pokazać ci ,że możesz się od niej jeszcze wiele nauczyć. Bo gdy ty otrzymałaś podanie od jednej z koleżanek i spokojnie kozłowałaś piłkę znienawidzona przez ciebie znajoma nie dość ,że musiała przejąć ją od ciebie to musiała to zrobić w wyjątkowo brutalny sposób. Zostałaś przez nią odepchnięta na tyle mocno by upaść i poczuć przy tym przeraźliwy ból w lewej nodze. Niemal od razu po wstępnej diagnozie kadrowego lekarza wylądowałaś w łódzkim szpitalu gdzie wykonano ci serię badań.
 -Nie mam dobrych wiadomości.-przyszedł do ciebie lekarz kadrowy z dość markotną miną
 -Błagam nie...-mówisz
 -Masz skręcenie nogi i naderwane więzadło w stawie skokowym.
 -Czyli po sezonie już dla mnie?-pytasz mając wciąż nadzieję
 -Przykro mi. Czekają cię jakieś cztery tygodnie w stabilizatorze i co najmniej dwa przerwy.-odpowiada.
Masz ochotę rozszarpać Monikę za to co zrobiła. Nie zrobiła tego przypadkiem jak twierdziła, było to celowe działanie. Zabrała ci możliwość zdobycia kolejnego jakże cennego trofeum. Byłaś wściekła jak osa. Humoru wcale nie poprawiła ci noc w szpitalu, a także pobudka o szóstej rano i cały szereg bliżej nieznanych ci badań. Dopiero po nich otrzymałaś zgodę na opuszczenie szpitala.
 -Niech zgadnę, Olka dzwoniła?-pytasz widząc Kubiaka przed salą
 -I dobrze ,że zadzwoniła, chyba nie zamierzałaś wracać sama do domu?
 -Jeszcze nie oszalałam.-śmiejesz się.
Szatyn zabiera cię ze szpitala, wstępuje po twoje rzeczy do ośrodka po czym wracacie do Rzeszowa. Przez dłuższą chwilę żadne z was nic nie mówiło, ale czułaś co raz jego wzrok na sobie.
 -Tak jestem wściekła.-odzywasz się
 -Nie dało się nie zauważyć słońce.-chichocze
 -Najchętniej wytargałabym ją za te blond kudły.-warczysz wściekła
 -Myślisz ,że zrobiła to specjalnie?
 -Nie sądzę by był to przypadek.-odpowiadasz. Jesteś tak wściekła ,ze najchętniej zaczęłabyś wrzeszczeć i być obrażoną na cały świat.
 -Wygrasz jeszcze nie jeden puchar i jeszcze nie raz skopiesz tyłek Monice.-mówi uśmiechając się i łapiąc cię za rękę
 -O niczym innym nie marzę.-śmiejesz się.
Resztę drogi do domu niemal w całości spędzacie na rozmowie. Siatkarz następny tydzień wolnego poświęca twojej osobie. Nie odstępuje cię ani na chwilę i niczym prawdziwa pielęgniarka pilnuje cię byś zbytnio nie przeciążała obolałej nogi. Właściwie niemal całymi dniami się wylegujesz, a to czytając książki czy oglądając filmy.
 -To ,że wyjeżdżam nie oznacza ,że cię nie będę pilnował.-uprzedza cię przed swoim tuż wyjazdem
 -Dobrze mamo.-śmiejesz się
 -Nie przemęczaj się dobrze?-pyta na co ty kiwasz potulnie głową-Może uda mi się w weekend przyjechać.
 -Ja się raczej nigdzie nie wybieram to przyjeżdżaj.-szczerzy się
 -Będzie mi cię brakować kaleko.
 -A mi ciebie siostro Kubiak.-uśmiechasz się ,a po chwili zatapiasz w jego ustach.
 -Nie każesz mi nie wracać bez kwalifikacji?
 -I tak z nią wrócisz i gdzie ja bym znalazła tak wysoko wykwalifikowaną opiekę?-uśmiechasz się przeczesując jego nieco przydługawe włosy. Po chwili pożegnani mogłaś obserwować jak Maserati szatyna znika ci z pola widzenia. Po jego wyjeździe dni dłużyły ci się jeszcze bardziej. Mimo ,że co rusz ktoś wpadał do ciebie w odwiedziny niemiłosiernie denerwowało cię to nic nierobienie. Nie byłaś typem osoby potrafiącej siedzieć na miejscu bezczynnie chociażby przez kilka minut. Niemiłosiernie cię nosiło, jednak wiedziałaś ,że nie możesz nadwyrężać wciąż obolałej nogi. Z każdym kolejnym dniem powoli powracałaś do formy. Po samotnym tygodniu i wizycie u lekarza dostałaś pozwolenie na drobne spacery, a także rozpoczęłaś zabiegi. Dni mijały ci już znacznie szybciej niż wcześniej. Nie siedziałaś już tylko w domu. Większość dnia spędzałaś na rehabilitacji ,a także zdarzało odwiedzić ci się rodziców czy Polę. W zasadzie nawet nie zorientowałaś się kiedy nadszedł piątek. Jak co dzień spędziłaś blisko ponad cztery godziny w ośrodku rehabilitacyjnym, ale także odwiedziłaś Olę przed wyjazdem na puchar. Do domu wróciłaś dopiero w okolicach wieczornych. Zjadłaś w spokoju kolację i obejrzałaś film lecący akurat w telewizji i po dwudziestej drugiej położyłaś się spać. Pewnie byś zasnęła gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Pewnie stwierdziłabyś ,że to włamywacz gdyby nie dźwięk uderzenia w coś ,a także siarczyste przekleństwo wydobyte z dobrze znanych ust. Po pół godziny poczułaś jedynie uginający się pod jego ciężarem materac i jego rękę oplatającą cię w pasie.
 -Ciesz się ,że nie wyskoczyłam z nożem w ręku.
 -Tego się obawiałem.-śmieje się przytulając się do ciebie-Jak noga?
 -Już lepiej.-mruczysz niewyspana- Misiek.-ganisz go gdy ten usilnie zabiega o twoją uwagę całują cię.-Naprawdę nie jesteś zmęczony po prawie pięciu godzinach jazdy i tylu treningach?
 -A wyglądam?-rusza zabawnie brwiami przyprawiając cię o śmiech
 -Tak, wyglądasz, idź spać.
 -Spać, tak szybko?-udaje obrażonego
 -Dobranoc Misiu.-odpowiadasz z uśmiechem po czym odwracasz się i po chwili zasypiasz. Jak to zwykle bywa budzisz się pierwsza z waszej dwójki przez co zajmujesz się śniadaniem. Grubo po dziewiątej dołącza do ciebie szatyn całując cię czule na dzień dobry.
 -A to za co?-pytasz
 -Tak po prostu.-wzrusza ramionami
 -Kim jesteś i co zrobiłeś z moim mężem?-śmiejesz się-Albo inaczej, co chcesz?
 -Czy ja muszę coś chcieć od razu? Po prostu stęskniłem się za swoją wspaniałą żoną.-szczerzy się
 -Co zrobiłeś?
 -Ja? Zupełnie nic.-broni się
 -Albo chcesz nowy samochód, albo chcesz gdzieś wyjść wieczorem z kolegami albo dostałeś mandat. Trafiłam?
 -Musisz mnie tak dobrze znać?-pyta
 -Ile tym razem dostałeś?
 -Skąd wiesz ,że dostałem mandat?
 -A nie dostałeś?-ciągniesz
 -No dobra, dostałem.-odpowiada na co ty wybuchasz cichym chichotem
 -Jak kiedyś będziemy mieć dzieci nie będą z tobą jeździły.-śmiejesz się
 -Bardzo zabawne.-odpowiada po czym udaje obrażonego. Niezmiernie bawi cię jego mina czego nie kryjesz i zaczynasz się śmiać. Widząc jednak jego niewzruszoną minę przechodzisz do działania.
 -Ale z ciebie obrażalski Misiu.-uśmiechasz się siadając szatynowi na kolana- No już się nie gniewaj na swoją wredną żonę.-mówisz jednak widząc u niego dalej ten sam wyraz twarzy zmieniasz swoją taktykę bo widzisz ,że słowa są mało skuteczne.
 -Jesteś strasznie uroczy jak się gniewasz wiesz?
 -Tylko jak się gniewam?-marszczy brwi
 -Nie tylko.-uśmiechasz się zawadiacko by po chwili poczuć smak jego ust na swoich. Okropnie ci brakowało jego bliskości przez te kilkanaście dni, z resztą nie tylko tobie.
 -A śniadanie?-pytasz chichocząc gdy w miśkowych ramionach opuszczasz kuchnię
 -Poczeka.-uśmiecha się po czym powraca do poprzedniej czynności.
Wspólny weekend minął wam zdecydowanie za szybko. Nim się spostrzegliście już musieliście się żegnać, tym razem na wiele dłużej. Szatyn miał wrócić do domu dopiero na początku grudnia po rozegranym Pucharze Świata. Po jego wyjeździe wpadłaś w wir pracy ,która pochłaniała już doszczętnie twój wolny w nadmiarze czas. Po dwóch następnych tygodniach chodziłaś już zupełnie sprawnie, a po kontuzji niemal nie było śladu. Cieszył cię ten fakt, a także ten ,że siatkarzom podczas pucharu świata szło wyśmienicie. W Japonii uchodzili za głównych faworytów i jak do tej pory w tej roli spisywali się znakomicie. Ty również nie próżnowałaś i powoli wracałaś do jakiejkolwiek aktywności fizycznej.
 -Halo?-odpowiadasz odbierając telefon od nieznanego numeru
 -Pani Kubiak prawda?
 -Tak, przy telefonie.-odpowiadasz niepewnie
 -Mam do pani małe pytanie. Bo związek nie wyjawił powodu dla którego pani nie pojechała na puchar Europy, a po internecie krąży wiele plotek. Mogłaby pani potwierdzić albo ewentualnie zdementować?
 -Mogłabym.-przytakujesz
 -Większość z nowinek twierdzi ,że powodem pani absencji jest ciąża.
 -Dementuję.-śmiejesz się-Mam naderwane więzadła w stawie skokowym, to jest główny powód mojej nieobecności.
 -Czyli nie robi pani sobie żadnej dłuższej przerwy?-dopytywał
 -Na chwilę obecną nie.-odpowiadasz. Jeszcze przez chwilę rozmawiasz z dziennikarzem odpowiadając na kilka nurtujących go pytań po czym kończysz rozmowę. Wkładasz kurtkę, szczelnie opatulasz się szalem, wciskasz na nogi buty i wychodzisz domu po czym udajesz się do codziennego miejsca twoich odwiedzin jakim jest ośrodek rehabilitacyjny.
 -Pana Marka  nie ma złotko.-słyszysz dobrze znany i jakże znienawidzony głos
 -Nie złotkuj mi ty.-warczysz
 -Ja tylko stwierdzam fakty.-uśmiecha się szyderczo
 -Kiedy będzie?
 -Popołudniu.-odpowiada dopijając kawę
 -W takim razie będę popołudniu.-odpowiadasz po czym się odwracasz jednak ów osobnik ci to uniemożliwia.-Puść mnie kretynie.
 -Bo co, naślesz na mnie swojego chłoptasia?
 -Widzę ktoś tu nie w temacie.-odpowiadasz z przekąsem
 -Nie w temacie?-unosi brwi do góry wyrażając tym swoje zdziwienie. Spogląda w twoją kartę i widać na jego twarzy niemały szok.-Brawo, wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia złotko.
 -Nie udawaj ,że cię to obchodzi.
 -Oczywiście ,że tak.-uśmiecha się- To jak, decydujesz się na zabieg teraz czy czekasz na swojego pana fizjo?
 -Nie będzie mnie dotykał, więc wolę poczekać do wieczora.-odpowiadasz z obrzydzeniem po czym wychodzisz z ośrodka. Kiedy myślałaś ,że będziesz już miała zupełny spokój z jego parszywą osobą, okazuje się ,że się myliłaś, tylko nie wiesz czy aby na pewno to był przypadek.
___________________________________________
Rozdział może trochę bez ładu i składu i akcję nieco przyśpieszyłam, ale musi Wam wystarczyć.  Kolejny z serii tych 'miłych i przyjemnych'. Czy będzie się coś jeszcze dziać? To i owszem, bo u mnie nie ma nigdy nudy prawda? Kiedy? Tego Wam nie zdradzę, to już niebawem bo chcąc nie chcąc małymi kroczkami zbliżamy się do mety.
Ściskam, wingspiker.
ask/twitter/Nieulotni